Yaoi Fan - Forum Literackie

Forum Yaoi Fan Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Tekst A (RZG) *narumon*


 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Yaoi Fan Strona Główna -> Konkursy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

natala
Widmo
Widmo




Dołączył: 03 Lis 2006
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: taka mała mieścina
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:34, 01 Lip 2011    Temat postu: Tekst A (RZG) *narumon*

<center>Tekst A</center>
Z dedykacją dla wszystkich, którzy tak jak Blaise są fanami pisarza nad pisarzami…




- Lepiej być o trzy godziny za wcześnie niż o minutę za późno – wygłosił Blaise i prawie siłą wyciągnął Draco na korytarz.
Malfoy wykrzywił usta w pogardzie i rzucił swoim najbardziej urażonym spojrzeniem, mając nadzieję, że i bez wygłaszania mowy potępiającej Zabini poczuje się jak nic niewarty pył na używanych mokasynach.
Kiedy Zabini z zażenowaniem potarł czoło, a jego wzrok zaczął błądzić po ścianach, Draco uznał, że kara została dokonana.
- Nie zdążyłem poprawić włosów – dodał jednak po chwili, dochodząc do wniosku, że o takim nieszczęściu nie można milczeć.
- Doprawdy, nie oczyma kocham cię tak bardzo: One w tobie tysiące usterek dostrzegą – zaczął nieśmiało Blaise, ale widząc minę przyjaciela czym prędzej zamilkł.
- Skończyłbyś z tą mugolską poezją…
- To nie zwykła poezja, to mądrości życiowe – zaczął Zabini obronnie, ale Draco uciął jego tłumaczenia ruchem ręki.
- Nawet gdyby to były przykazania samego Merlina, to nie zmieniłoby to faktu, że gadasz jak potłuczony. Zrozum – Draco spojrzał na przyjaciela ze współczuciem. – Mówię to tylko dla twojego dobra, żebyś pojął, jak głupkowato się zachowujesz i przestał, zanim ktoś cię złapie w środku nocy, przywiąże do wielkiego pręgierza i zlinczuje, podczas gdy reszta szkoły będzie wiwatować i ekstatycznie rzucać pomidorami…
- Draco, jedyną zdolną do tego osobą, jaką znam, jesteś ty, a ty byś mi tego przecież nie zrobił, prawda?
Draco odchrząknął i przystanął, aby strząsnąć z szaty niewidzialne pyłki.
- Bóg go stworzył, więc powinien uchodzić za człowieka – mruknął Zabini do siebie.
- Co tam mamroczesz? – zapytał Malfoy
- Ruch się zrobił, a czas nam ucieka – odpowiedział usłużnie drugi Ślizgon. – Powinniśmy się pośpieszyć, jeśli chcemy zająć dobre miejsca na trybunach.
- Tak, masz rację, z tyłu nie będzie dobrze widać Pottera – powiedział Malfoy, sprawiając wrażenie zamyślonego.
Zabini odchrząknął.
- Znaczy, nie będzie widać porażki na twarzy Pottera, jak już sromotnie przegra – Draco zreflektował i poprawił swój błąd. – Może nawet będzie płakał…
I naprawdę nie było sensu, żeby Blaise jeszcze komentował. W końcu istniał plan, który już wkrótce miał wszystko rozwiązać. Jak to powiedział jego mistrz - choć to szaleństwo, jest w nim przecie metoda!

***

Mecz Puchoni kontra Gryfoni nie był zbytnio ekscytujący, szczególnie, że Potter od początku nawet nie starał się udawać, że puchoński szukający jest dla niego wyzwaniem. Przez większość czasu Złoty Chłopiec po prostu wisiał znudzony w powietrzu, wpatrując się gdzieś w trybuny Slytherinu.
Draco mierzył go z pogardą wzrokiem, starając się użyć całych swoich pokładów złośliwości i goryczy, aby zrzucić Gryfona z miotły za pomocą spojrzenia, ale na razie nie dało to żadnego efektu.
Kiedy już Draco miał się poddać i przejść do zwyczajowego obgadywania i wyśmiewania Pottera razem z Zabinim i Parkinson, coś się nagle zmieniło. Miotła Gryfona drgnęła niepostrzeżenie i gdyby Malfoy nie wpatrywał się w nią tak uważnie, na pewno nie zauważyłby różnicy. Tyle że po chwili miotła ponownie drgnęła, trochę mocniej niż wcześniej, a Potter wykazał pierwsze objawy zdenerwowania.
- Widziałeś…? – mruknął Zabini gdzieś do prawego ucha Malfoya, ale ten uciszył go natychmiast.
- Nie rozpraszaj mnie.
- Nad czym się niby tak skupiasz? – zapytała Pansy sceptycznie gdzieś z lewej strony.
Malfoy oderwał się więc na chwilę od wgapiania w Pottera i rujnowania jego image’u wzrokiem, aby rzucić jedno spojrzenie Parkinson. Takie krótkie spojrzenie.
- Jeżeli istnieje choć cień szansy, że Potter spadnie przeze mnie z miotły i może nawet sobie coś złamie, a w każdym razie ośmieszy się i zniszczy sobie reputację, to moim ślizgońskim obowiązkiem jest to sprawdzić.
Pansy prychnęła.
- Po prostu miotła Pottera wariuje. Gdybyś zrobił światu przysługę i przestał się zachowywać jak totalny idiota za każdym razem, kiedy Harry Potter pojawia się w z zasięgu twojego wzroku, to z całą pewnością sam byś doszedł do wniosku, że ktoś rzucił na niego jakiś czar i nie ma to nic wspólnego z twoim oczopląsem.
Tymczasem miotła Pottera coraz dosadniej dawała o sobie znać. Trzęsła się na prawo i lewo, i widać było wyraźnie, że Gryfon miał coraz większe problemy z utrzymaniem się w pionie.
Jednak na razie nikt zdawał się zauważać problemu, a gra toczyła się dalej.
Malfoy odwrócił się do Parkinson, a jego usta skrzywiły się w grymasie.
- Wypraszam sobie te insynuacje. Zachowuję się przy Potterze normalnie, a przynajmniej na tyle normalnie, na ile przystało przy śmiertelnym wrogu!
- Draco, proszę. Wrogu? Za każdym razem jak jesteś obok Pottera dostajesz rumieńców i trzepoczesz rzęsami jak pensjonarka…
- To ze złości – krzyknął blondyn, a jego policzki pozostały śmiertelnie blade. – My Malfoyowie jesteśmy bardzo temperamentni.
- Jasne… a twoja obsesja na punkcie układania włosów za każdym razem, jak wiesz, że go spotkasz?
- Nonsens, zawsze układam włosy. Włosy to podstawa. Bez dobrze ułożonych włosów wygląda się niechlujnie.
- I nie ma to nic wspólnego z tym, że Potter w lutowym wydaniu czarownicy wyznał, że lubi blond?
- Absolutnie nic.
- Acha.
- Właśnie, acha, więc odpuść sobie – oznajmił w końcu Draco i żeby zademonstrować, jak bardzo poczuł się skrzywdzony tą rozmową odwrócił się z powrotem w stronę boiska, aby dalej czarować Pottera wzrokiem.
- Odpuść sobie – mrugnął tymczasem Blaise do Pansy, tak, żeby blondyn nie słyszał. – Mów szeptem, jeśli mówisz o miłości.
- Och Blaise, Blasie, mam nadzieję, że ten twój głupi plan się powiedzie, bo w przeciwnym wypadku zrobimy to po mojemu, a to nie będzie już takie przyjemne – powiedziała i dała znać komuś po drugiej stronie boiska.
Draco mrugnął i nagle miotła Pottera wystrzeliła do przodu jak szalona. Sam Potter wrzasnął jak opętany, kiedy siłą przeciągnięto go z końca boiska na sam jego środek, a następnie cała jego miotła okręciła się dwukrotnie wokół własnej osi, tak, że Gryfon zawisł w powietrzu.
Atmosfera wokół zgęstniała, kiedy powoli do innych zawodników dotarło, co się działo. Gra w ułamku sekundy została wstrzymana, a gracze zastygli w swoich pozycjach, nie wiedząc, co robić. McGonagall wstała z miejsca, a Dumbledore szeptał bezgłośnie jakieś zaklęcia, tyle że nie było żadnego rezultatu. Pani Hooch spróbowała podlecieć do Harry’ego, ale jego zwariowana miotła ponownie ożyła, ruszając jak wściekła prosto nad trybuny Slytherinu.
Draco zorientował się, że nawet nie mrugnął przez cały ten czas i dopiero, kiedy ciało Pottera zawisło tuż nad nim, zdał sobie sprawę, że to jednak nie on nim kierował.
- Szkoda – zdążył powiedzieć, zanim Potter spadł na niego z łoskotem.

***

Pobudka w szpitalu nie należała do najprzyjemniejszych. Draco czuł, że całe jego ciało dopiero co zostało poskładane do kupy, a na dodatek jego nos pulsował bólem, zupełnie, jakby zderzył się z sześćdziesięciokilową gwiazdą quidditcha.
Jęknął przeciągle, demonstrując jak bardzo cierpi i obrócił głowę w lewo, odkrywając, że wpatrują się w niego wielkie, zielone oczy. Potter leżał łóżko w łóżko z nim.
Gryfon natychmiast mrugnął panicznie i odwrócił się na lewy bok, udając, że wcale się nie gapił. Nie minęła jednak chwila i ułożył się z powrotem na plecach, a jego głowa niby mimochodem powędrowała w stronę Ślizgona.
Draco ziewnął, bo czuł się okropnie zmęczony. Pomyślałby kto, że jak człowiek się budzi, to nie może być śpiący, a tu jednak.
- Mam nadzieję, że masz dobrego adwokata, Potter, bo mam zamiar cię zaskarżyć i wyciągnąć z ciebie ostatniego knuta, którego chowasz w dziurawej skarpecie pod łóżkiem – oznajmił w końcu Draco jakby niby nic. Cisza mu ciążyła i pomyślał, że to będzie najlepsze, co mógłby powiedzieć.
Jako że Potter nie odpowiedział, Malfoy uznał, że jego groźba jest skuteczna.
- Być może przez ciebie nigdy już nie będę chodził – dodał jeszcze blondyn z emfazą.
- Na miłość Merlina, Malfoy, upadłem ci na kolana i rozbiłem nos czołem, twój kręgosłup jest cały i nienaruszony – oburzył się Potter. – A poza tym skąd możesz wiedzieć, skoro dopiero co się obudziłeś i nikt cię jeszcze nie informował jak poważny jest twój stan?
- Wyczuwam to – odpowiedział Draco z wyższością.
Dalszą wymianę zdań przerwało im jednak pojawienie się kilku osób w pokoju. Draco odnotował obecność się Blaise’a i Pansy, a także Crabbe’a i Goyle’a. Na ich własne szczęście mieli przy sobie wystarczającą ilość czekoladek i baloników.
- Nie mam pojęcia, dlaczego kazaliście czekać mi tak długo, ale mam nadzieję, że macie jakiś dobry powód. Wiecie, co ja musiałem znosić skazany jedynie na towarzystwo Pottera? Mogłem doznać jakiegoś poważnego urazu psychicznego!
- Jasne – mruknęła Pansy. – Coś nas zatrzymało.
- Ej- mruknął Crabbe jedynie po chwili ciszy. Myślenie szło mu coraz lepiej. – Ale przecież sama mówiłaś, że musimy jeszcze trochę poczekać dla dobra Dra… - urwał nagle, gdy Parkinson wbiła mu łokieć w brzuch. – No co?
- Właśnie, Parkinson, co? – zapytał Draco podejrzliwie.
- Pani Pomfery – prawie krzyknął Zabini. – Nie kazała nam wchodzić.
- Właśnie, Pani Pomfrey – potwierdziła dziewczyna. – Powiedziała, że przez chwilę nie powinniśmy wchodzić.
- Acha – mruknął Malfoy do siebie. – A właściwie to co z nią? Nie powinna czuwać pod moim łóżkiem, gotowa by nieść mi pomoc i ukojenie w tym nieznośnym bólu?
- Właściwie to nie. Nic ci nie jest, miałeś jedynie rozbity nos, ale to naprawiła w ułamku sekundy – wyjaśniła Pansy.
- Przecież straciłem przytomność! Ludzie nie mdleją, jak nic im nie jest. Czy ona w ogóle zdaje sobie sprawę, jak niebezpieczne to może być? Mogłem już nigdy się nie obudzić, mogłem zostać kaleką na całe życie.
- Panie Malfoy, proszę nie histeryzować. – Zdaje się, że pani Pomfrey postanowiła jednak odwiedzić swoich pacjentów, zbawiona krzykami jednego z nich. – Jest pan absolutnie zdrowy, pana nos poskładam tak, że wygląda jeszcze lepiej niż wcześniej – tłumaczyła spokojnie, ignorując ciche „absolutnie niemożliwe” wydobywające się z ust blondyna, na wieść o nosie. – W skutek upadku nie ucierpiały ani pana kości, ani mięśnie, szczególnie, że pan Potter upadł na pana z nie więcej niż jednego metra, a musi pan przyznać, nie może się on pochwalić imponującą masą.
- Ej – krzyknął Potter z sąsiedniego łóżka.
- To dlaczego zemdlałem? – zapytał kwaśno Malfoy.
- Zdaje się, że ze strachu.

***
Po upokarzającej wizycie w skrzydle szpitalnym Draco postanowił spędzić resztę dnia w pokoju głównym Slytherinu. Zaszył się na swoim ulubionym fotelu i czytał książkę, mając nadzieję, że fama o jego rzekomym niby zemdleniu ze strachu, które tak naprawdę nigdy nie miało miejsca i było absolutnie nieprawdziwe się nie rozniesie. A nawet jeśli – to że szybko o tym zapomną.
Lekturę przerwało mu pojawienie się Blaise’a, który był dziwnie, jak na niego, niepewny.
- Siema – mruknął drugi Ślizgon, a Malfoy rozpoznawczo wyjrzał zza gazety. Zdaje się, że nikt nie patrzył na niego prześmiewczo lub z pogardą. Ani z prześmiewczą pogardą.
- O co chodzi? – zapytał z prawie perfekcyjnie udawanym zaciekawieniem.
- Draco… właściwie… zastanawiałeś się kiedyś… jest taka sprawa…
- Wykrztuś to – mruknął w końcu blondyn, mocno zirytowany pensjonarskim zachowaniem kolegi i odłożył książkę na stolik.
- Więc zastanawiałam się, co sądzisz o chłopcach? – zapytał w końcu Blaise, oglądając swoje paznokcie.
- A co mam sądzić. Facet to facet, dużo je, kiepsko pachnie, ale zawsze można pogadać o czymś fajnym czy pograć w quidditcha.
- Ale nie w tym sensie. Znaczy, co myślisz o spotykaniu się z chłopcem?
- Nie no, wiadomo, że z dziewczyną robi się inne rzeczy, nie? Zakupy czy fryzjer. A z facetem to raczej chodzi się na piwo – mruknął blondyn nieuważnie. Kiedy wspomniał o fryzjerze przypomniało mu się, że od trzech tygodni nie podcinał włosów i pewnie mu się końcówki porozdwajały.
- Salazarze, mam na myśli, co sądzisz o spotykaniu się z chłopakiem w parach?
- No tak chyba wygodniej niż w grupie, nie? Znaczy, pogadać można tak otwarciej.
- Do jasnej cholery – ryknął Zabini. – Mam na myśli, czy ty, Draco Malfoyu, jesteś gejem?
Draco mrugnął zdziwiony, a cały pokój wspólny chyba mrugnął razem z nim.
- A skąd – wydukał. – Znaczy, Zabini, czy ty coś insynuujesz? Bo wiesz, jesteś świetnym kumplem, ale absolutnie jesteś za bardzo… i ten… za mało… znaczy, nic z tego nie będzie.
Blaise westchnął w duchu. Mówić to mało, trzeba mówić do rzeczy.
- Nie proponuję ci małżeństwa, idioto, jedynie pytam o preferencje.
Draco sapnął. Doprawdy, „idioto”.
- Chodzi mi o to, że w przyszłym tygodniu jest, jak oczywiście wiesz, wielki jubileuszowy bal i zastanawiałem się… - zaczął powoli tłumaczyć Zabini, mając nadzieję, że starczy mu nerwów aby wyjaśnić, o co mu chodzi, bez rękoczynów.
- Trzeba było tak od razu Blaisie – przerwał mu Malfoy. A jednak. – Niestety, widzisz, nie mogę pójść z tobą na bal, bo już obiecałem samemu sobie, że z nikim nie pójdę. W zamku nie ma chyba odpowiedniej, wystarczająco bogatej i urokliwej partnerki dla mnie, a nie powinienem schodzić poniżej pewnego poziomu, rozumiesz…
- Malfoy - wrzasnął Blaise, nie lada już zirytowany. Co z tymi arystokratami było nie tak? To przez ten chów wsobny? Czy po prostu od dziecka brali lekcje arogancji? – na Merlina w za małych gatkach! Jedyne, co chciałem wiedzieć, to czy masz partnera na ten cholerny bal!
- Nie, a czemu? - odparł Malfoy, jakby nigdy nic, przybierając uroczą minkę.
Blaise sapnął. To było ponad jego siły.
- A nie sądzisz może, że powinieneś iść na ten bal z partner…ką? Wiesz, co ludzie, powiedzą?
- Och, o tym nie pomyślałem – odparł blondyn, przyjmując naprawdę zatroskany wyraz twarzy. Albo faktycznie rozmyślał o słowach przyjaciela, albo właśnie odkrył, że końcówki włosów mu się rozdwoiły.
- Więc, tak jak już mówiłeś, w tej szkole nie ma zbyt wielu odpowiednich kandydatek dla ciebie. A co z kandydatami? – zapytał ostrożnie.
- Że niby… z chłopakami? Ale… myślisz, że ja nadawałbym się na geja?
- Na miłość Salazara – ryknęło coś, co do tej pory kryło się za fotelem Malfoya, a co z całą pewnością musiało byś Pansy Parkinson. No cóż - nią, albo kometą osiągającą prędkość ultradźwięku. – Czy nadawałbym się na geja? – przedrzeźniła dziewczyna. – Bardziej gejowska niż ty byłaby tylko Madonna śpiewająca YMCA w sklepie z butami. Oczywiście, że jesteś gejem, Draco. Masz nad łóżkiem plakat Ronny’ego Faggout’a z playwitch!
- Wszyscy chłopcy zbierają plakaty z graczami quidditcha – zaoponował cicho Malfoy.
- Ale on jest na tym plakacie goły! – ryknęła Parkinson, a blondyn tylko wzruszył ramionami. Z takim argumentem nie mógł się kłócić.
- Jak się kobieta uprze, to diabła przegada – mruknął do siebie Zabini, a Pansy zdawała się trochę uśmiechnąć na te słowa. Ale tylko trochę, żeby nie zepsuć sobie reputacji.
- No dobra, zakładając, że jest we mnie trochę geja – zignorował zirytowane prychnięcie Ślizgonki – to co niby chcecie, żebym zrobił? Przecież to nie jest tak, że jak tylko wyjdę z tego pokoju, to znajdę idealnego partnera na bal jubileuszowy!
Parkinson odchrząknęła, Zabini odchrząknął, a Draco założył ramie na ramie. Pokój wspólny jakby dziwnie opustoszał w ciągu ich kłótni.
W nowej ciszy, pozbawionej paplaniny, mamrotania i kłótni wszelakich, otwarcie drzwi wejściowych było doskonale słyszalne.
Po chwili gramolenia w salonie Ślizgonów pojawili się Crabbe i Goyle z Potterem wciśniętym między nich, tak, że wystawała tylko głowa.
- Eee – zaczął Crabbe, ale Goyle mu przerwał. Goyle trochę gorzej sklecał zdania, ale miał lepszy refleks.
- Jest Potter – mruknął swoim barytonem.
Draco mrugnął, Blaise i Parkinson założyli ramie na ramie.
- W sumie… - mruknął Draco bardziej do siebie, niż do kogokolwiek innego. – To nie taki zły pomysł. Potter siadaj – orzekł i sam usiadł przy stoliku, sięgając po pióro, kałamarz i pergamin. – Podpiszemy umowę.
- Umowę? – zapytała niepewnie Pansy.
- No tak, Potter się przyzna, że zaatakował mnie podczas meczu quidditcha, a ja nie wniosę oskarżenia do sądu. Nie po to go tutaj przyprowadziliście?
- Nie poddawaj się rozpaczy. Życie nie jest lepsze ani gorsze od naszych marzeń, jest tylko zupełnie inne – wygłosił Zabini w przestrzeń i złapał się za czoło. Czuł, że zbliżała się paskudna migrena.
Miał tylko nadzieję, że plany gryfońskiej strony powiodą się lepiej.

***
Do balu jubileuszowego pozostały już tylko dwa dni, a Malfoy dalej planował iść na niego samotnie. Mimo wielu delikatnych sugestii swoich najbliższych przyjaciół, blondyn ciągle zdawał się nie wiedzieć, kto byłby dla niego idealnym partnerem.
- Jesteś pewien, że gryfoński plan będzie choć minimalnie mniej durny od twojego? – zapytała rzeczowo Pansy, na co Blaise jedynie wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia. Zresztą, kto mógł pomyśleć, że plan z miotłą nie wypali?
- To była gumowa miotła ze sklepu Weasleów. Nie mam pojęcia, kto przy zdrowych zmysłach mógł pomyśleć, że to wypadli…

***
- Absolutnie nie rozumiem, dlaczego uparliście się, żeby iść na ten cholerny bal razem ze mną – mruknął Draco z lekką irytacją.
Pół jego rocznika z Slytherinu stało mu za plecami, idąc za nim krok w krok.
- Wiesz, my Ślizgoni trzymamy się razem i takie tam – odparła nieuważnie Pansy.
- Jest! – krzyknął nagle Zabini ekstatycznie i wskazując na kogoś po drugiej stronie sali. – Tam jest!
Nim Malfoy zdążył zauważyć, co się dzieje, ślizgońska fala porwała go w swoje łapy i raz dwa przeniosła przez salę.
- Ej – zdążył krzyknąć, ale nikt zdawał się nie przejmować. – Moje włosy…!
Draco fuknął, otrzepał ubranie, poprawił fryzurę i spojrzał prosto w zimne oczy Hermiony Granger. To było przynajmniej dziwaczne.
- Jaki jest twój plan? – szepnął konspiracyjnie Zabini, a Granger przewróciła na to oczami.
- Harry, chodź tutaj – powiedziała tylko i u jej boku pojawił się bardzo nieszczęśliwy Potter. – Malfoy, Harry chciał iść z tobą na ten bal. A teraz Harry, masz mu coś do powiedzenia?
- Um…
- Mój Salazarze, co to za maskarada? – zapytał Draco sam siebie i ku swojemu oburzeniu odkrył, że ktoś z tyłu go ucisza.
- Harry chciał powiedzieć, ze przeprasza, że upadł na ciebie na ostatnim meczu. To był pomysł Zabiniego. W ogóle jest mu przykro, że kombinował z całą szkołą za twoimi plecami, zamiast po prostu zapytać, czy z nim nie pójdziesz.
- Z całą szkołą? – zapytał sceptycznie Malfoy.
- Z Gryfonami i Ślizgonami głównie, ale Krukoni zrobili całkiem ciekawe plakaty dopingujące.
- A Puchoni? – zapytał blondyn, bo jego megalomańska dusza się tego domagała.
- Puchoni kategorycznie stwierdzili, że są na to zbyt konserwatywni, ale i tak przesłali bukiecik z życzeniami powodzenia.
- A, to w porządku – mruknął Malfoy nieuważnie, rozglądając się na boki. Zdaje się, że cała szkoła mu się przyglądała.
- Wiecie, ja… - zaczął niepewnie. – Doceniam spisek i knucie za moimi plecami, i że wszyscy się tak bardzo staraliście, ale raczej nic z tego nie będzie – powiedział w końcu płasko. – Czuję się z tym tak nieprzyjemnie raczej, jakby mnie kto… wyślizgonowił.
Malfoy wzruszył ramionami i dyskretnie rozejrzał się na boki, ale tłum, który zgromadził się wokół niego chyba nie miał zamiaru się rozejść. To było przynajmniej niezręczne.
- No idźcie sobie już – powiedział w końcu, a ludzie zaczęli między sobą szeptać.
Kto wie, jak długo by tak stali, gdyby przed szereg nie wyszedł nagle Potter i nie rzucił mu najbardziej zbolałego spojrzenia zranionej łani, jakie Draco kiedykolwiek widział, i ostentacyjnie wyszedł z sali. To dało ludziom sygnał, że oni też powinni już powrócić do swoich stolików, a Draco odsapnął z ulgą.
- To co, pijemy coś? – zapytał luźno swoich znajomych.
- Draco Malfoyu, jeżeli sądzisz, że cały ten spisek pójdzie na marne tylko dlatego, że ty masz jakieś widzimisie, to się grubo mylisz. A teraz idź i przeproś Pottera – wygłosiła Pansy z furią w oczach.
Zarówno Blaise, jak i Draco mieli ciary.
- Nie mam zamiaru… - zaczął butnie Malfoy, ale ktoś mu przerwał.
- Pogadajmy – powiedział Zabini, odciągając kolegę na bok. I jednocześnie zasłaniając ciałem przed Pansy. Tak na wszelki wypadek. – Wiem, że nigdy nie rozważałeś Pottera jako ewentualnego kandydata na swojego… chłopaka, ale może powinieneś.
- Nie, raczej nie – odpowiedział blondyn nieuważnie.
- Wiesz, może nie znam się na tym zbytnio, ale mam wrażenie, że on ci się całkiem podoba…
- Nie, bez szaleństw – odparł Malfoy.
Zabini westchnął z irytacją.
- Dobra, to może z drugiej strony. Wyobraź sobie, że chodzisz z Potterem. Jesteście przeobrzydliwie popularni i rozpoznawalni, zapewne piszą o tym wszystkie gazety. To byłby skandal miesiąca, a może nawet roku. Nie byłoby w tym kraju czarownicy, która nie chciałaby być tobą.
Draco mrugnął. Blaise w wyobraźni widział wyimaginowaną pułapkę na myszy i małą dracomyszę, która powoli się do niej zbliża.
- Zapewne panowie zaczęli by chcieć być jak ty, czesać się jak ty… - I… proszę państwa… - A Potter uwielbia blondynów. – I tak, gol, trafiony, a dracomysz już się nie wymknie. Blaisie Zabini, jesteś geniuszem zła.
- Wiesz, jak tak mówisz, to myślę, że Potter faktycznie jest trochę atrakcyjny. I prawdopodobnie nawet w moim typie – oznajmił Malfoy. – Myślisz, że powinienem za nim iść? – zapytał sceptycznie.
- Um, tak?
- Znaczy, jasne. Zaraz pójdę. Już idę... Nie. Nie mogę. Co ja mam mu niby powiedzieć?
- No wiesz, to Gryfon, oni cenią sobie prawdę?
- Myślisz? Bo ja myślałem raczej o przekonaniu go, że właśnie przed chwilą dostałem list z przyszłości od samego siebie, mówiący o tym, jak ważne jest, żebym był z Potterem. Mogę dorzucić coś o ratowaniu świata, co ty na to?
- Dla mnie bomba, ale wiesz… to Gryfon.
- No niby tak…
- Odwagi – powiedział Blaise, sugestywnie popychając kolegę w kierunku wyjścia, gdzie wcześniej zniknął Potter. - Lękliwy stokroć umiera przed śmiercią, mężny kosztuje jej tylko raz jeden.
- Więcej mugolskiej poezji?
- To mądrości życiowe.
- Mądrości życiowe są przereklamowane.

***

Malfoy znalazł Pottera siedzącego samotnie na błoniach, tyłem do zamku, wpatrzonego w jezioro.
Westchnął dwa razy, dla dodania sobie animuszu i dosiadł się do niego. Potter wyglądał na raczej zmartwionego, czy smutnego, ale Draco nie był z natury empatą, więc postanowił to zignorować. Tyle że Gryfon ponownie spojrzał na niego tym obrzydliwie zrozpaczonym spojrzeniem łani i Draco wypadła z głowy cała przemowa, którą już sobie ułożył.
Przełknął ciężko ślinę i zapatrzył się w pustkę, czekając na przypływ odwagi.
- To było skrajnie głupie – odezwał się Potter po kilku dłuższych chwilach ciszy. – Nigdy nie powinienem był polegać na innych i robić takich cyrków wokół poproszenia cię o pójście na bal.
Blondyn wzruszył ramionami, bo nawet on rozumiał, że nie wypadałoby potakiwać w takiej chwili.
- Wiesz, ten pomysł z miotłą? Naprawdę nie chciałem cię znokautować, tylko ona była chyba jakaś wadliwa. I kiedy Crabbe i Goyle przynieśli mnie do twojego pokoju, to było raczej niedorzeczne, ale wtedy wydawało mi się dobrym pomysłem…
Malfoya aż świerzbiło, żeby zapytać, czy jego goryle wlekli go przez całą drogę z Wieży, czy złapali go między siebie dopiero w lochach.
- Znaczy – kontynuował tymczasem Potter. – Malfoy, ja po prostu chciałem spędzić z tobą choćby jeden dzień. Nie koniecznie jako randka… chociaż nie, koniecznie jako randka. A teraz wszystko się spieprzyło i pewnie masz mnie za totalnego palanta…
I Draco wiedział również, że i tym razem potwierdzenie byłoby nie na miejscu. Draco uczył się empatii w zaskakująco szybkim tempie.
- Tylko… to cholernie boli, że zmarnowałem swoją jedyną szansę – produkował się dalej Potter. – Bo gdybym mógł cofnąć czas, zrobiłbym wszystko, żebyś poszedł ze mną na ten bal – dokończył bardzo zbolałym głosem.
- Wiesz, Potter, dostałem ostatnio bardzo dziwny list…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Yaoi Fan Strona Główna -> Konkursy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin