Yaoi Fan - Forum Literackie

Forum Yaoi Fan Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Tekst C *Karivel*


 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Yaoi Fan Strona Główna -> Konkursy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

piorunia
MoonMasochist
<font color=#4B0082>MoonMasochist




Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 488
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: zadupie niedaleko Gdańska ^^
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:55, 03 Kwi 2009    Temat postu: Tekst C *Karivel*

<center>Tekst C</center>




Fandom: HP


Do dziś nie wiem, po co tamtego dnia poszedłem na otwarcie wystawy organizowanej w jakiejś podrzędnej galerii sztuki. Nie było tam nic, dosłownie nic co mogłoby mnie zainteresować. Obrazy, szumnie określane cudami nowoczesnego malarstwa, przedstawiały zwykle coś w stylu agresywnego spaghetti i kilku kolorowych kleksów. Okropne, kiczowate bazgroły, jeśli ktoś zapytałby mnie o zdanie. Mówi się, że pochwała karmi sztukę. Cóż, patrząc na to z tej strony, istniała szansa, że te obrazy zdechną z głodu. Chociaż inni goście, cóż. Porażka. Wszyscy poważni, skupieni, ze wzrokiem wlepionym w te koszmarne bohomazy, jakby naprawdę starali się dostrzec w nich jakieś głębsze przesłanie. Co innego ja, przechadzający się powoli po korytarzach, z pobłażaniem spoglądając na kolejne wątpliwe arcydzieła...
- Szampana? – zapytał nagle ktoś z mojej lewej strony.
Odwróciłem się i kiwnąłem głową, widząc kelnera. W ciągu kilku sekund trzymałem w dłoni pełen kieliszek. Ha, przynajmniej obsługa była niczego sobie. Patrzyłem jak mężczyzna znika w tłumie, profesjonalnie lawirując między gośćmi, gdy moją uwagę przykuła para stojąca pod jednym z obrazów. Kobieta o włosach mających unikalny, marchewkowy odcień obejmowała w pasie jakiegoś wysokiego bruneta. Szlag. Tylko ja mogłem mieć takie szczęście, żeby na jakiejś idiotycznej mugolskiej wystawie trafić akurat na nich. Co oni tu zresztą do licha robili? I to w ciepły, niedzielny wieczór, kiedy jest tyle lepszych miejsc do odwiedzenia.
Chciałem się wycofać, naprawdę. Ale moje nogi miały zupełnie inne poglądy na ten temat.
- Niesamowite – usłyszałem głos, bez wątpienia należący do Weasleówny. A właściwie pani Potter, jeżeli już miałbym być dokładny. – Cudowne. Te kolory są takie... żywe i radosne. W sam raz do sypialni, prawda?
Powstrzymałem parsknięcie.
- Czuje się energię i siłę – mówiła dalej Ginewra. Ktoś mógłby zapytać skąd znałem jej imię? Ha, a jak tu go nie zapamiętać, skoro widzi się je każdego dnia w nagłówkach gazet. Nie, żebym jakoś specjalnie śledził ich losy. Prawdę mówiąc od jakiegoś czasu odkładałem gazetę, gdy tylko spostrzegłem nazwisko „Potter” w którymś artykule. Czyli całkiem często, jeśli mam być szczery. – Dynamiczne linie, budzące w ludziach pierwotne instynkty... Czujesz to, Harry?
Potter milczał, a ja szczerze żałowałem, że ze swojego miejsca nie jestem w stanie dostrzec jego miny.
Ginewra pochyliła się w jego stronę i wyszeptała coś zbyt cicho, bym mógł to usłyszeć. Najwyraźniej rodzice nie wpoili jej nigdy zasad dobrego wychowania. Żeby tak w towarzystwie...
Potter skinął głową, zabierając rękę z talii swojej ukochanej, marchewkowej małżonki. Ginewra zniknęła gdzieś w tłumie, zostawiając mężczyznę samego.
Nie wiem jak to się stało, ale w ciągu kilku sekund stałem już koło Pottera i z uwagą przypatrywałem się podziwianemu tak przez nich dziełu. Nie różniło się zbytnio od pozostałych, ot, kilka kolorowych kleksów, przyprawiających o ból zęba nawet najbardziej wytrawnego krytyka sztuki, oraz trzy poskręcane linie. Tandeta.
- Zabini – odezwał się nagle Potter, nawet nie patrząc w moją stronę.
- Potter – odpowiedziałem cicho. – Twoja żona ma naprawdę zadziwiające poczucie estetyki.
Nie wiem, po co to powiedziałem. Ale gdy słowa opuściły już moje usta, nie było odwrotu. Spojrzałem kątem oka na Pottera i zdziwiłem się, widząc lekki uśmiech wykrzywiający jego wargi.
- Rzeczywiście – przytaknął, pozwalając sobie na ciche westchnięcie. – A co, Zabini, śledziłeś nas?
- Wybacz szczerość, ale głos twojej szanownej małżonki słychać dokładnie we wszystkich kątach tej galerii – powiedziałem.
- A już na pewno, gdy stoi się zaledwie kilka metrów obok, tuż na naszymi plecami?
- A co, Potter, śledziłeś mnie? – wypaliłem, zanim zdążyłem pomyśleć.
On tylko uśmiechnął się lekko i milczał. Cholera, jeden zero dla niego. Gdyby powiedział coś, cokolwiek, mógłbym go wgnieść w ziemię i zdeptać, jak kiedyś nie raz robił to Malfoy. A tak utknąłem wpatrzony w koszmarny bohomaz, nie wiedząc, co dalej zrobić.
- Zabini – usłyszałem nagle głos Weasleyów. Znaczy pani Potter, tak. Nigdy się chyba nie przyzwyczaję. – Co ty tu robisz?
Nim zdążyłem odpowiedzieć coś odpowiednio uszczypliwego, z kłopotu wybawił mnie sam Potter.
- Podziwia twój gust – powiedział gładko, obejmując żonę ramieniem. – Jest pod wielkim wrażeniem, że dostrzegłaś tę niewątpliwą perłę wśród tutejszych dzieł sztuki.
Zamrugałem kilkakrotnie, próbując sobie przypomnieć, co takiego piłem rano, że nagle zacząłem mieć halucynacje. Od kiedy Potter zrobił się taki wygadany?
Ginewra spojrzała na mnie podejrzliwie, ale nie skomentowała tego oświadczenia.
- Czas na nas – powiedziała za to, a ja miałem szczerą ochotę ją udusić. Sam właściwie nie wiem dlaczego. – Idziesz, Harry?
- Za chwilę – odpowiedział Potter. – Mam jeszcze kilka spraw do omówienia.
Musiałem coś pić, słowo. Takie rzeczy się nie przydarzają w stanie trzeźwości. Podejrzliwie zerknąłem na trzymany w dłoni kieliszek szampana. Może ktoś mi coś do niego wrzucił?
Potter w tym czasie pozwolił się pocałować żonie w policzek. Słowo, pozwolił. Wyglądało to tak, jakby pochylił się w jej stronę i cierpliwie przeczekał tę oznakę czułości, a następnie wyprostował i znów utkwił spojrzenie w tym idiotycznym obrazie.
Byłem pod wrażeniem, naprawdę. Owszem, minęło sporo czasu od kiedy widziałem Pottera po raz ostatni, jeszcze za czasów szkolnych, ale człowiek, który stał obok mnie, w niczym nie przypominał chłopaka z moich wspomnień. Poza wyglądem, oczywiście. Tak zielonych oczu nie miał nikt inny, kogo kiedykolwiek poznałem.
- Kaktus; obraz, na który nie można patrzeć – odezwał się nagle Potter, patrząc w moją stronę. Przez krótką chwilę zastanawiałem się, czy on również nie wypił trochę za dużo, ale nim zdążyłem zapytać, czy dobrze się czuje, dodał: - To tytuł, Zabini.
Spojrzałem na to dzieło wątpliwej sztuki nowoczesnej i rzeczywiście, tuż nad fioletową, ozdobną ramą, wisiała artystycznie podarta kartka z takim właśnie napisem. Spojrzałem ponownie na kleksy i cholera, ujrzałem w nich wszystko prócz kaktusa. Co do drugiej części tytułu, nie mogłem się nie zgodzić.
- Chciałbym poznać autora – mruknął, popijając szampana. – Musi być naprawdę ciekawym człowiekiem.
- Jest – przyznał Potter cicho. – Czas na mnie. Do zobaczenia, Zabini.
Odszedł, nim zdążyłem wydusić z siebie jakieś pożegnanie. Szczerze mówiąc nic z tego wszystkiego nie rozumiałem. Nie sądziłem, że kiedykolwiek spotkam przeklętego Wybawiciela i to jeszcze w takim miejscu.
Dopiłem szampana, który zresztą był wyjątkowo podłej jakości i zamiast wrócić do domu, jak to miałem zamiar zrobić, zahaczyłem po drodze o pub.
Musiałem, po prostu musiałem z kimś się spotkać.

***

Draco nie wyglądał na tak zaskoczonego, jak tego oczekiwałem.
- Widziałeś Pottera – powiedział, polerując szklankę kawałkiem białej ścierki. – Też mi coś. Widywałeś go praktycznie codziennie przez siedem kolejnych lat. I nigdy wcześniej nie byłeś tym tak podniecony.
- Nie jestem podniecony – warknąłem z irytacją. – Nic nie rozumiesz. Był z żoną w galerii i oglądali jakiś idiotyczny obrazek do sypialni. On ma romans.
- Z żoną w sypialni? – upewnił się Malfoy, odkładając szklankę i biorąc kolejną. – Nie chcę ci psuć teorii spiskowej, ale to całkiem...
- Nie denerwuj mnie – przerwałem mu, wściekły. – Wiem, co widziałem. Twoja ironia nie robi na mnie wrażenia.
Draco umilkł, wpatrując się w przezroczyste szkło wypolerowanej szklanki. Uniósł ją do góry, jakby chciał się upewnić, że nie zostawił żadnej smugi.
- Romans, Draco – powtórzyłem, nie mogąc uwierzyć, że mój najlepszy przyjaciel zupełnie nie docenia tej informacji. – Czysty jak łza Harry Potter ma kogoś na boku.
Malfoy prychnął, opierając się o kontuar i pochylając w moją stronę.
- Czysty jak łza Harry Potter jest mordercą. – Głos Draco stał się nagle zupełnie zimny. – Romans to przy tym drobnostka.
Westchnąłem zniechęcony. Minęło kilka lat od wojny i słowo, przez ten czas wszystko przewróciło się do góry nogami. Mam wrażenie, że tylko ja pozostałem w miarę normalny.
- Gdybym ekscytował się każdą informacją tego typu, którą wygłosi tu klient... – Malfoy uśmiechnął się pobłażliwie. – Daj sobie spokój z Potterem. Nie masz własnych problemów?
Nie mogłem w to uwierzyć, naprawdę. Oczywiście, że miałem własne problemy! Szefa idiotę, wrzaskliwych sąsiadów z upiornym, małym dzieckiem i debet na koncie.
- To ty miałeś zawsze obsesję na jego punkcie – warknąłem, mrużąc oczy. Miałem ochotę wstać i mu przywalić i chyba tylko Merlin wie, czemu tego nie zrobiłem. Ja w każdym razie nie wiem.
- Miałem jedenaście lat – odpowiedział zadziwiająco miękko. Nalał do szklanki trochę bursztynowego płynu i przesunął ją w moją stronę. – To było dawno, Blaise. Nie chcę do tego wracać.
Właściwie wcale mnie to nie dziwiło. Ja na jego miejscu też nie chciałbym wracać do tamtych czasów. Mimo to nie dałem za wygraną.
- Ma romans – powtórzyłem uparcie. – I na dodatek wydaje mi się, że z autorką tych wszystkich kolorowych bohomazów, które widziałem w galerii. Nikt nie kupował by tego z własnej woli. Nawet on ma lepszy gust!
Draco westchnął.
- Która to była galeria?
Nie byłem w stanie odpowiedzieć. Dolał do mojej szklanki trochę tego cierpkiego, bursztynowego płynu, a ja wychyliłem go za jednym razem.
- Wracając do tematu – podjąłem, a Malfoy aż zmarszczył ze znużeniem brwi. – Widziałem Pottera, który ma romans.
- Widziałeś Pottera, który kupuje z żoną obraz do sypialni – poprawił mnie Draco. Wyglądał na zirytowanego. – Czy gdybyś zobaczył mnie z moją żoną kupujących obraz w jakiejś galerii, też doszedłbyś do wniosku, że mam romans?
Zastanowiłem się przez chwilę. Dopiero teraz dotarło do mnie, że nie podałem drobnego, ale za to kluczowego szczegółu.
- Ale Potter pozwolił się jej pocałować – wyszeptałem.
Draco pochylił się w moją stronę, marszcząc brwi.
- Komu? – zapytał cicho, zniżając głos. W jego oczach dostrzegłem błysk zainteresowania.
- No swojej żonie, a komu – odszepnąłem konspiracyjnie.
Malfoy cisnął we mnie ścierką. Z dwojga złego lepiej tym niż trzymaną w drugiej dłoni szklanką.
- Nie wiem, co ci odwaliło, ale to zaczyna się robić niepokojące – powiedział poważnie. – Zostaw Pottera w spokoju, dobrze?
I wtedy to do mnie dotarło. Nie miałem racji. Potter wcale nie miał romansu z kimś. Potter miał romans z Draconem Malfoyem.

***

Po opuszczeniu pubu przez dobrą godzinę stałem w cieniu pobliskich budynków. Wszystko zaczęło mi się układać w jedną, zgrabną całość.
Nie widywałem się z Draco zbyt często od czasu ukończenia szkoły. Raz w miesiącu wpadałem do pubu pogadać o niczym, to wszystko. Zauważyłem, że nie jest to ten sam chłopak, którego poznałem w szkole, to oczywiste. Wojna odcisnęła piętno na wszystkich ludziach, których znałem. Ale nigdy w życiu nie uwierzyłbym, że Malfoy będzie bronił Pottera.
Zauważyłem ruch przy tylnych drzwiach prowadzących do pubu. Draco wyszedł, zapalił papierosa i ruszył w dół ulicy. Poczekałem chwilę, po czym poszedłem za nim. Nie mógł mnie zauważyć, trzymałem bezpieczną odległość. Poza tym było ciemno. Ja natomiast widziałem go doskonale, a przynajmniej żarzący się koniec papierosa. Przystanąłem, gdy Malfoy skręcił w którąś bramę.
Nie musiałem długo czekać, aż wrócił, kierując się ponownie w stronę pubu. Znałem go wystarczająco dobrze, by zauważyć, że porusza się inaczej. Wyszedłem mu na spotkanie.
- Hej, jak leci? – zapytałem, gdy mnie mijał.
- W porządku, a co u ciebie? – odpowiedział, przystawiając. Zerknął na zegarek. – Cholera, jestem spóźniony. Pogadamy kiedy indziej!
Pomknął dalej ulicą, nie widząc uśmiechu, jaki pojawił się na mojej twarzy. Ha. I niech ktoś zarzuci mi, że nie jestem prawdziwy Ślizgonem. Czekałem dalej, aż wreszcie z bramy wyszedł nieznany mi chłopak. Ruszył dalej ulicą, trzymając w dłoni niedopalonego papierosa.
Poszedłem za nim, znów trzymając odpowiednią odległość. Nie ze mną takie numery. Minął dobry kwadrans, a on dalej szedł przed siebie. Zaczynało mi się powoli nudzić, a moje nogi jakoś nie bardzo rozumiały, że powinienem iść prosto. Cóż, mocna głowa nie była nigdy moim atutem. Całe szczęście, że nie wypiłem wystarczająco dużo, żeby nie móc prowadzić dalej mojego małego dochodzenia.
Dzięki niebiosom, Draco, chwilowo co prawda wyglądający jak... jak ktoś zupełnie niepodobny do Draco, skręcił w kolejną bramę. Tym razem poszedłem za nim.
Nie wiem jakim sposobem nie zauważył mnie, gdy wchodziłem po schodach. Nie wiem również, dlaczego zostawił otwarte drzwi do mieszkania, do którego wcześniej sam wszedł. W każdym razie skorzystałem ze sposobności i wślizgnąłem się za nim.
W mieszkaniu było zupełnie ciemno. Przeszedłem przez kuchnię, próbując nie narobić zbędnego hałasu. Przestronny salon również był pusty, ale dostrzegłem smugę światła padającą na fragment podłogi pod kolejnymi drzwiami. Ha.
Na palcach podszedłem do nich i pchnąłem lekko. Drzwi były niedomknięte, więc otworzyły się bezszelestnie i moim oczom ukazała się sypialnia. I...
Słodki Merlinie, chyba nikt by nie uwierzył w to, co zobaczyłem. Draco, we własnej postaci, zimny i wyniosły, pochylający się na łóżkiem, do którego przywiązany był Harry Potter. Chociaż przywiązany nie jest tu wystarczająco precyzyjnym słowem. Przypięty lepiej oddaje obraz sytuacji. Kajdankami, na dodatek.
Gdybym nie podejrzewał tego wcześniej, w tym momencie na pewno padłbym na zawał. Wiedziałem, że powinienem się wycofać i na dodatek zamknąć za sobą drzwi. Ale znów, moje ciało miało na ten temat zupełnie inny pogląd.
Zresztą ani Draco, ani Potter nie wydawali się być świadomi mojej obecności. Ja natomiast miałem bardzo dobry i bardzo niemoralny widok. Draco, wciąż ubrany, usiadł na biodrach Pottera i pochylił się, całując bruneta po szyi. Potter nie pozostał mu dłużny, wydawał się być jednak dużo mniej delikatny i zdecydowanie mniej opanowany, zatem zamiast pocałunku, przygryzł szyję blondyna, zostawiając czerwony ślad zębów.
W tym momencie Draco powinien odsunąć się z oburzeniem, zdzielić Pottera po twarzy, albo coś w tym rodzaju. Zamiast tego, o zgrozo, zamruczał.
Potter, wyraźnie zachęcony, polizał ślad po ugryzieniu i uniósł wzrok, utkwiwszy niesamowitą zieleń tęczówek prosto we mnie.

***

Otworzyłem oczy, ale natychmiast tego pożałowałem. Ostre światło oślepiło mnie, a straszny dźwięk niepokojąco przypominający galop stada słoni wwiercał mi się w mózg.
Ktoś przyłożył mi coś zimnego do ust i przechylił. Poczułem wilgoć na wargach i bezmyślnie rozchyliłem je, by po chwili zakrztusić się wlewanym mi wprost do gardła eliksirem.
Czułem się okropnie. Jakby ktoś zdzielił mnie czymś ciężkim w potylicę, a potem zjadł. I wypluł.
Resztki świadomości miały nadzieję, że nie wypiłem właśnie trucizny.
Zamrugałem kilkakrotnie, rozglądając się dookoła. Nie miałem pojęcia, gdzie się znalazłem. Leżałem na jakiejś sofie, przykryty pomarańczowym, kraciastym kocem, a tuż nade mną pochylała się jakaś kobieta i z troską odgarniała mi włosy z czoła.
- Draco! – krzyknęła, a jej głos odbił się echem w mojej głowie.
W polu mojego widzenia pojawił się Malfoy trzymający w dłoni szklankę wody. Albo przezroczystą truciznę, sądząc po jego minie.
- Idź do pracy, zajmę się nim – westchnął, podając mi szklankę.
Kobieta skinęła głową i wyszła z salonu.
Niepewny swojej przyszłości, spróbowałem wody. Smakowała normalnie, więc wypiłem resztę, chociaż nie miałem pewności, że Draco nic do niej nie dodał. Utkwiłem wzrok w podłodze, bojąc się rozmowy jaka niewątpliwie mnie teraz czekała.
- Jesteś idiotą – westchnął Malfoy, siadając koło mnie.
Pokiwałem smętnie głową.
- Ale przynajmniej udowodniłem, że Potter ma romans – mruknąłem, odkładając szklankę na pobliski stolik.
Draco uniósł brwi w wyrazie bezbrzeżnego zdziwienia.
- Widziałem was przecież – burknąłem.
O ile to możliwe, brwi Draco uniosły się jeszcze bardziej. Właściwie w innych okolicznościach uznałbym, że wygląda komicznie, ale teraz jakoś nie było mi do śmiechu.
- No daj spokój – westchnąłem, powoli wstając z kanapy i przeciągając się. Bolała mnie połowa mięśni. – Nie udawaj, że nie wiesz, o czym mówię.
Malfoy utkwił we mnie spojrzenie szarych oczu. Nic nie powiedział.
- Byłem tu wczoraj. – Czułem się idiotycznie, opowiadając mu to, co przecież musiał wiedzieć. – Śledziłem cię od pubu aż do tego miejsca. Wszedłem za tobą na górę, a że zostawiłeś uchylone drzwi do mieszkania, to dalej do sypialni. Widziałem, co robiłeś z Potterem.
- Ciekawe – przyznał Draco, opierając twarz na dłoni. – A co robiłem z Potterem?
Czułem, że na moich policzkach pojawiają się zdradliwe rumieńce.
- Daj spokój, to przecież nic między nami nie zmienia – westchnąłem. – Po prostu byłem ciekaw, to wszystko.
- Nic między nami nie zmienia? – Malfoy parsknął śmiechem. – Śledziłeś mnie jak wracałem z pracy do domu, i to jest według ciebie nic? No ale dobrze, uświadom mnie. Co takiego robiłem z tym cholernym Potterem.
- No widziałem was, na łóżku. Potter był przypięty do niego kajdankami.
- Takimi z sex shopu? – zainteresował się Draco. – Z futerkiem?
- Nie wiem – przyznałem. – Nie pamiętam.
- Jesteś chory. – Malfoy wstał i objął mnie ramieniem. Poszliśmy w stronę kuchni, gdzie zostałem posadzony przy stole. – Moja żona znalazła cię pijanego w trupa pod naszymi drzwiami.
- Twoja żona? – powtórzyłem bezmyślnie.
- Dokładnie. – Draco uśmiechnął się, ale nie było w tym uśmiechu ani cienia sympatii. – Astoria, mówi ci to coś? Wlała ci przed chwilą do gardła eliksir na kaca.
Przed oczami stanęła mi scena ślubu sprzed kilku lat. Pamiętałem kobietę ubraną w oślepiająco białą sukienkę. Wstyd się przyznać, ale nie byłem nawet w stanie przypomnieć sobie jej twarzy.
- Moja żona również położyła cię na naszej kanapie i nakryła kocem, kiedy ja miałem szczerą ochotę zostawić cię na wycieraczce – dodał Draco.
Zamrugałem kilkakrotnie, próbując przyswoić tę informację.
- Czyli nie pieprzysz się z Potterem? – upewniłem się.
Malfoy zacisnął dłonie w pięści. Milczał przez chwilę, aż wreszcie nachylił się w moją stronę i powiedział zaskakująco miękko:
- Blaise, nie wiem, co strzeliło ci do głowy i dlaczego ubzdurałeś sobie akurat coś takiego ze wszystkich idiotycznych rzeczy, jakie można wymyślić... Nie wiem i nie dociekam, ale chcę, żebyś zostawił ten temat w spokoju póki jeszcze jestem cierpliwy. Lubię cię, naprawdę. W każdym razie na pewno bardziej niż wszystkich innych uczniów, którzy zamieszkiwali nasze dormitorium. I doceniam, że tak bardzo interesujesz się moim prywatnym życiem, ale, do cholery, odwal się ode mnie wreszcie, co?
- Ale Potter – zaprotestowałem słabo. Malfoy nie dał mi dokończyć.
- Tak, Potter – warknął, siadając po drugiej stronie stołu. – Wiem. Widziałeś go wczoraj w galerii jak został pocałowany, o zgrozo, przez swoją własną żonę. Wiem! Zostaw go wreszcie w spokoju, bo to zaczyna być jakaś obsesja.
- I kto to mówi? – oburzyłem się, uderzając pięścią w stół. – Przez całą szkołę nie gadałeś o nikim innym, robiłeś wszystko, żeby cię zauważył, a teraz co? Nagle przestał cię interesować?
- Co ci znowu wpadło do głowy? – zdenerwował się Draco. – Czego ode mnie oczekujesz, że po tylu latach nagle przypomniałem sobie o jakiejś obsesji na którą cierpiałem jako dzieciak?
- Przyznajesz się – powiedziałem triumfalnie. – Oczywiście, że tak. Nigdy się z niego nie wyleczyłeś!
Malfoy westchnął.
- Jak dobrze, że mnie uświadomiłeś. – Wzniósł ręce ku górze. – Czuję się oświecony. Nie mogłem spać po nocach, moje boskie włosy nie układały się jak należy, a to wszystko dlatego, że jestem nieuleczalnie chory na Potterozę!
- Jesteś dupkiem – burknąłem. – Z tego zdecydowanie nie wyrosłeś.
Uśmiechnął się, sięgając po dzbanek herbaty.
- Tylko nie wspominaj mojej żonie o moim burzliwym romansie – szepnął konspiracyjnie. – Ma takie wrażliwe serca, skoro nie może zostawić pijaka pod drzwiami. Padnie na zawał, gdy dowie się, że jej mąż tak lekkomyślnie nie zamyka za sobą drzwi do mieszkania. I na oczach znajomych sypia z bohaterem ostatniej wojny.
Prychnąłem. Szczerze mówiąc pierwszy raz od dawna poczułem się tak, jakbym rozmawiał z Draco którego poznałem w szkole, a nie jakimś obcym facetem.
- Umrę, umrę marnie – mówił dalej Malfoy, rozlewając herbatę do dwóch filiżanek. – Moja piękna, alabastrowa skóra tęskni za dotykiem zwinnych palców Chłopca, Który Przeżył. A moje boskie włosy, nie wiem, czy o nich wspominałem, zupełnie się nie układają. Z tej tęsknoty, oczywiście.
Spojrzałem na niego sceptycznie. Wyglądał idealnie, jak zawsze. Oczywiście. Ale najwyraźniej bardzo dobrze się bawił, wyśmiewając moją doskonałą teorię. Wypił herbatę i spojrzał w pustą filiżankę.
- Fusy, boskie fusy, wskażcie mi miłość mojego życia – mówił dalej, profesjonalnie zataczając niewielkie koła porcelanowym naczyniem i zerkając do środka. – Och, czy to błyskawica? Cóż to może oznaczać?
Parsknąłem śmiechem. Eliksir na kaca musiał być doskonałej jakości, bo nie czułem już żadnych skutków ubocznych wczorajszej chwili zapomnienia.
- Daj spokój – westchnąłem. – Złapałem aluzję.
- Te oczy – wyszeptał Draco, patrząc gdzieś przed siebie, jakby naprawdę widział tam Pottera. – Są tak zielone, jak żadne inne. A jego włosy, ta niesamowita... o rany, nie mogę. Nie jestem chyba w stanie wymyślić żadnego pozytywnego określenia na to, co Potter ma na głowie.
Nie byłem w stanie powstrzymać śmiechu, ale Draco dołączył do mnie chwilę później. Przypomniały mi się stare, dobre czasy gdy siedzieliśmy wieczorami w dormitorium i nie mieliśmy jeszcze zmartwień. Gdy wszystko było proste. Ostatnim razem widziałem Malfoya śmiejącego się tak szczerze jak w tym momencie chyba na czwartym roku. Później jakoś nie było okazji.
- Obaj jesteśmy chorzy – sapnąłem, ocierając łzy, które napłynęły mi w kąciki oczu.
- Na Potterozę? – upewnił się Draco, poprawiając i tak idealnie uczesane włosy. – Rany, większej głupoty nie słyszałem chyba nigdy. A to coś znaczy, skoro przez pół życia włóczyłem się Goylem.
- Czyli to nie ty namalowałeś te wszystkie bohomazy, które widziałem w galerii? – zapytałem nagle.
- W życiu nie trzymałem w ręku pędzla – zapewnił mnie Draco, dolewając sobie herbaty i tym razem na szczęście pomijając cały teatrzyk w fusami.
- I nie pieprzysz Pottera? – dodałem dla pewności.
- Nie pieprzę Pottera – potwierdził, patrząc mi prosto w oczy.
Odetchnąłem z ulgą. Właściwie w tym momencie nie bardzo wiedziałem, skąd w ogóle wpadła mi do głowy tak irracjonalna myśl.
Zerknąłem za okno, ciesząc się widokiem. Nigdy nie byłem w mieszkaniu Draco, więc nie miałem wcześniej okazji. Panorama była dość przyjemna; niewielki park na środku którego tryskała fontanna.
- Chciałem cię przeprosić – westchnąłem, nie mogąc oderwać oczu jakiegoś dzieciaka, który z uporem maniaka próbował stratować gołębie na pobliskim deptaku. – Za wczoraj. Nie mam pojęcia, skąd mi się to wzięło.
Draco machnął lekceważąco ręką.
- Będę się zbierał – powiedziałem, po raz ostatni rzucając okiem na park.
Draco skinął głową, ale nie zwróciłem na to specjalnej uwagi. Byłem zajęty zastanawianiem się, czy przypadkiem nadal nie jestem pod wpływem alkoholu.
W parku, na ławce, siedział Potter. Nie było mowy o pomyłce.
Spojrzałem na Draco, mrużąc ze złością oczy.
- Możesz mi powiedzieć, dlaczego robisz ze mnie wariata, skoro tuż koło twojego domu, całkiem przypadkiem, przesiaduje Potter i to od drugiej strony niż jest wejście do budynku? – zapytałem spokojnie.
Draco westchnął, rzucając szybkie spojrzenie przez okno.
- Czy jak ci powiem, że nic nie jest takie proste jak się wydaje, to dasz mi spokój?
- Nie jest proste? – oburzyłem się. – Kłamałeś w żywe oczy.
- Ani razu nie skłamałem – warknął, nagle rozdrażniony. – Moja żona znalazła cię na wycieraczce, byłeś pijany, a ja nigdy w życiu nie namalowałem żadnego obrazka. Nie chcę, żebyś wspominał mojej żonie o moim burzliwym romansie, a moja alabastrowa skóra tęskni za dotykiem. I naprawdę, naprawdę nie jestem w stanie powiedzieć ani jednej pozytywnej rzeczy o włosach Pottera.
Zerwałem się z miejsca, ale nie byłem w stanie wydobyć z siebie żadnego logicznego oskarżenia, przytłoczony nadmiarem informacji.
- A twoja żona...? – wyszeptałem wreszcie.
- Wie – mruknął nieuważnie. – Nie widzi problemu, póki ją utrzymuję. Aczkolwiek nie byłaby chyba zachwycona, gdyby się dowiedziała, że ty również się zorientowałeś.
- A Ginewra?
Malfoy spojrzał na mnie zaskoczony.
- Weasley? Rozwiedli się w zeszłym roku. Nie czytasz gazet?
Chwyciłem herbatę i desperackim ruchem wypiłem do dna, jakbym naprawdę sądził, że to coś pomoże. Decydowanie potrzebowałem czegoś mocniejszego.
- Mówiłeś, że nie pieprzysz Pottera – powiedziałem wreszcie, chwytając się ostatniej rzeczy, jaka utkwiła mi w pamięci.
- Tu też nie skłamałem – powiedział Draco, wykrzywiając wargi w złośliwym uśmiechu.
Minęła dłuższa chwila, zanim dotarł do mnie sens jego słów. Malfoy zaśmiał się, widząc moją minę.
- Sam się prosiłeś – powiedział, wstając. – A teraz spadaj. Przez twoją wczorajszą niespodziewaną wizytę mamy pewne... zaległości.
Było jeszcze wiele szczegółów, których nie rozumiałem. Ale to jedno jego zdanie upewniło mnie w przekonaniu, że wcale nie chcę ich poznać.
Bez słowa wyszedłem, minąłem się w bramie z Potterem i ruszyłem ulicą w stronę galerii. Na jedno pytanie po prostu musiałem uzyskać odpowiedź.
Wśród kolorowych bohomazów wciąż wisiał ten, który tak wpadł w oko Weasleyównie.
Wiem, że to idiotyczne, ale poczułem ulgę.
Wracając do domu, przypomniałem sobie jedno zdanie, które kiedyś utkwiło mi w pamięci. Jabłko sprowadziło wszystko zło świata. Nieprawda, pomyślałem z irracjonalną satysfakcją.
To był kaktus.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Yaoi Fan Strona Główna -> Konkursy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin