Yaoi Fan - Forum Literackie

Forum Yaoi Fan Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Tekst D [S.E.] *Mistra*


 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Yaoi Fan Strona Główna -> Konkursy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

mrugacz
Druid
Druid




Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 354
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: kraków & co

PostWysłany: Sob 19:45, 16 Wrz 2006    Temat postu: Tekst D [S.E.] *Mistra*

TEKST D

Dedykowane wszystkim, którzy to przeczytają.


Buszujący w zbożu



1. Punkt zaczepienia

Kiedy Black obudzi się o godzinie trzeciej jedenaście pośrodku nocnego mroku celi, pierwsze pięć sekund zajmie mu zastanawianie się gdzie on, do cholery, jest. Potem, gdy cuchnąca wilgocią rzeczywistość uderzy w jego nozdrza, Syriusz usiądzie na twardej pryczy i zacznie rozmyślać nad sensem istnienia, czy czymś równie idiotycznym. Zazwyczaj dochochodzi do wniosku, że jeśli są na świecie miejsca takie jak Azkaban, to socjologicznie rzecz biorąc wszyscy zmierzają do całkowitej zagłady i właściwie ludzka egzystencja na tym żałosnym padole łez jest kompletnie bezsesnowna. Te refleksje zajmą mu mniej więcej minutę, no może dwie, jeśli Syriusz będzie miał akurat wyjątkowo filozoficzny nastrój. Potem, gdzieś tak z pięćdziesiąt sekund później, około godziny trzeciej trzynaście, usłyszy niepokojącą sekwencję dźwiękową (brzmiącą, jakby ktoś wymiotował do nocnika) w wykonaniu Sąsiada Z Celi Po Lewej. Czasami, lecz naprawdę bardzo rzadko, Sąsiad Z Celi Po Lewej siedzi całą noc cicho, a wtedy Black przyłapuje się jakimś takim dziwnym uczuciu niepokoju - rutyna została przełamana.
W każdy piątek Syriusza Blacka odwiedza Remus Lupin. Właściwie Syriusz żyje od piątku do piątku, bo te wizyty, zmęczona twarz przyjaciela obciągnięta szarą, cienką jak pergamin skórą i oczy - dwie studnie smutku, stanowią jedyną nić łączącą go ze światem zewnętrznym. Remus Lupin zawsze opowiada Syriuszowi o samoopoczuciu Dumbledore'a, pogodzie, polityce, życiu i wszystkim innym. Black patrzy sie martwym wzrokiem w przestrzeń i odpowiada Remusowi, ale nie mówi zbyt wiele, tylko tyle, ile przystoi więźniowi Azkabanu.
Po każdym spotkaniu siada na spartańsko twardej pryczy, kiwa się w tył i w przód, a przycza trzeszczy i trzeszczy.
Z każdego takiego trzeszczącego transu Syriusza wyrywa konspiracyjny szept Współlokatora - tłuściutkiego, niskiego facecika z wielkim, czerwonym nosem i siedmioma tatuażami (jeden z nich, ten na prawym bicepsie, przedstawia dwie gigantyczne piersi o czerwonych sutkach). Współlokator zapewne ma amnezję albo coś w tym rodzaju, w każdym razie co piątek mówi dokładnie to samo. A Syriusz to samo odpowiada. Kiedy Black myślał o tym wiele lat później, po wyjściu z Azkabanu, stwierdził, że te copiątkowe dialogi były czymś w rodzaju umowy, zwyczaju, którego nie wolno było pominąć. Cała rozmowa wyglądała dokładnie tak:
- Te, facet.
- Co - wyrzuca z siebie Syriusz. Jego "co" jest zupełnie puste; nie ma w nim miejsca na znak zapytania.
- Jesteś tu nowy. - To brzmi bardziej jak stwierdzenie faktu niż pytanie.
- Tak.
- Znajdź se punkt - mówi wtedy Współlokator; zawsze tym samym głosem - chropowatym jak papier ścierny i mrocznym niczym sumienie Lukrecji Borgii.
- Jaki.
- No, kurwa... Gdzieś to miałem. No ten, punkt zaczepienia! No wiesz... taki myślowy punkt zaczepienia. No wiesz, taki, żeby się, do kurwy nędzy, nie dać zwariować, nie?
- Dzięki.
Syriusz ma swój punkt od dawna. Znalazł go w roku 1981, pewnej nocy z piątku na sobotę, między godziną trzecią a czwartą, po pierwszej wizycie Lupina.
Nigdy nie powie nikomu, co to jest.


2. Najlepsze wakacje

Było tak: ziemia lipcowa, sucha i twarda oraz łany zbóż - falujące złoto. Gdzieś nad ziemią niebo barwy jasnej akwamaryny, wyglądające niczym rozwodniona, błękitna akwarela. Gdzieś pod ziemią białe, drobne korzonki i małe robaczki o połyskliwych, chitynowych pancerzach.
I pośrodku tego wszystkiego oni - Remus Lupin i Syriusz Black, dwóch zwyczajnych chłopców na wakacjach. Obaj ubłoceni i mokrzy; ganiali się po małym, złocistym poletku, a ich brudne, nastoletnie stopy deptały cienkie łodygi i obficie nabite, pszenicze kłose.
Właściwie nikt na całym świecie nie wiedział, czemu się gonią - sami zainteresowani raczej też nie. Może to dlatego, że podczas wczorajszego obiadu Syriusz rzucił w Remusa waniliową kremówką wyrobu matki Lupina, poczciwej pani Matrisy? A może dlatego, że Remus wepchnął Syriusza do małej sadzawki w ogrodzie? Cóż, każdy powód jest dobry.
- Ty pieprzony głupku, zaraz cię dopadnę! - krzyknął Syriusz, zapewne w swoim mniemaniu groźnie.
Lecz Remus zanosił się tylko śmiechem, patrząc jak jego najlepszy przyjaciel próbuje go dogonić, a ciemne, mokre włosy przyklejają mu się do twarzy zasłaniając widoczność.
Ciepłe podmuchy wiatru przynosiły zapach wsi: nawozu i czegoś nieokreślonego - nie do końca świeżego, ale ciepłego i wakacyjnego. Odgłos szumu zboża mieszał się z radosnym, młodzieńczo-mutacyjnym rzężeniem. Sielanka.
Wtem w ten cudownie utopijny obraz szczęścia wdarł się obcy głos - głośny i chropowaty. Należał do wysokiego, barczystego mężczyzny z ciemnymi wąsami, który właśnie zbliżał sie do chłopaków, dramatycznie wymachując grabiami.
- Mam was, wy gówniarscy niszczyciele zboża! - to właśnie krzczał ów uroczy człowiek.
Nie to, że chłopcy się przerazili, o nie. Po prostu w obliczu niebezpieczeństwa, jakie bez wątpienia stanowi do niemożliwości rozwścieczony mężczyzna z grabiami, instynkt samozachowawczy każe człowiekowi uciekać. Remus Lupin oraz Syriusz Black nie stanowili tu wyjątku i co sił w nogach pobiegli do drewnianej budy stojącej na kraju poletka, gdzie mogli się schronić.
Klitka, tak na oko dwa metry na dwa, służyła do przechowywania narzędzi oraz jakichś niepotrzebnych nikomu przedmiotów - były więc pudła ze starymi, zniszczonymi zabawkami, niewielki, pluszowy fotel ze sterczącą na środku sprężyną oraz wiele innych rzeczy, które okres świetności miały już wyraźnie za sobą.
- Wiesz, zawsze tu się kryliśmy z kumplami. Kiedy uciekaliśmy przed tym staruchem. On ma kompletnie popierniczone w głowie, jakaś schizo-cośtam albo inna niepoczytalność, a może wszystko na raz, cholera wie - oznajmił zdyszany Remus.
Koszulka Lupina miała zapach świeżego potu, jego chorobliwie biała cera jaśniała w mroku klitki, a wąskie usta drgały w pośpiechu. Nieznośnie drgające usta. Syriusz zauważył, że dolna warga jest bardziej wywinięta niż dolna. Nie wiedział czemu, ale nagle poczuł przemożaną chęć przejechania po tej tej wardze językiem, co natychmiast uczynił. Czuł pod sobą wyraźnie zesztywniałe ciało przyjaciela, widział jego zamglone z przerażenia oczy. I wtedy go pocałował.
Syriusz był gejem. Chodził co prawda z wieloma ładnymi, hogwardzkimi dziewczętami, lubił, gdy mówiono o nim "donżuan", często w rozmowach z kumplami mówił, jak bardzo lubi piersi i jak cholernie podniecają go zgrabne pupy. Jednak żadna dziewczyna nie potrafiła mu dać tego, co chłopak.
Ale...
Ale to było takie głupie - całować się z przyjacielem w jakiejś zatęchłej budzie na skraju pola pszenicy.
Usta Remusa nie były jakieś nasamowite - po prostu usta, o wąskich wargach, wzruszająco chłopięce. Ślina Remusa smakowała jak wiele innych ślin - śliną. Włosy Remusa, w których Syriusz trzymał swoje ręce, były też zupełnie zwyczjne - krótkie, jasne, lekko rudawe. Ale Syriusz mając świadomość, że te wszystkie niczym nie wyróżniające się elementy należą do JEGO przyjaciela - Remusa Lupina, był w stanie osiągnąć pełny wzwód.
Nie było jednak dane mu zakosztować więcej przyjemności - Lupin, kiedy tylko otrząsnął się z pierwszego szoku, wyrwał się gwałtownie z pod ciała Syriusza i stanął przed nim na równych, choć trzęsących się, nogach.
Kiedy Syriusz zdał sobie sprawę z tego, co przed chwilą zrobił, gdy realność zdarzenia brutalnie go spoliczkowała, rozpaczliwie zapragnął cofnąć czas.
- Uhm, ja... Uch, przepraszam... To nie miało byc tak...
- Chodźmy stąd już. - Głos Lupina był bardzo piskliwy i nienaturalny.
Nigdy potem nie rozmawiali o tym wydarzeniu - jak gdyby nie istniała ta rupieciarnia ani ten nieporadny, pełen śliny pocałunek.
Chłopcy jedli pyszne wypieki pani Matrisy Lupin, wrzucali się dalej do sadzawek, śmiali się i rozmawiali. A potem był już koniec wakacji w domku matki Remusa stojącym na czarodziejskim skraju Wioski Bez Nazwy. Remus Lupin i Syriusz Black musieli wracać do Hogwartu.


3. Buszujący w zbożu

Kiedy po raz kolejny w ciągu tych dwunastu bardzo długich i strasznych lat (a może ich było trzynaście...?) ciężka mosiężna klamka drzwi w Pokoju Odwiedzin w zwolnionym tempie przebyła drogę z dołu do góry i z góry na dół, Syriusz gdzieś na dnie serca poczuł ukłucie radości, które pojawiało się na początku każdej wizyty Lupina, a ulatniało się wraz z jego odejściem.
Lupin wszedł do celi wolnym, niepewnym krokiem, jak zawsze trochę nieśmiały i zdenerwowany. Przez małe okienko od sufitem wpadł pojedynczy promień słonca i oświetlił miekką fakturę Remusowych włosów. "Są trochę jak pszenica. Tylko że mniej złote", pomyślał Syriusz.
- Spóźniłeś się - zamiast tego powiedział cicho. W jego głosie nie było znać jednak wyrzutu, Black po prostu stwierdzał fakt.
Remus szybko zerknął na zegarek - dwadzieścia trzy po piątej.
- Jedynie o trzy minuty.
- Miałeś być dwadzieścia po. - Parsknął. - Wariuję tutaj.
To była prawda. W Azkabanie wszyscy zatapiali sie w szaleństwie - to szatańskie więzienie potrafiło złamać nawet najsilniejszego psychicznie czarodzieja-kryminalistę.
- Przyniosłeś jakieś wieści ze świata?
Remus cośtam powiedział, o Dumbledore'u chyba, och całe szczęście, że stary dyrektor czuje się dobrze! Jak cudownie, że Harry jest cały i zdrowy! Nawet nieźle się uczy; oczywiście największe problemy ma z eliksirami. A po wakacjach idzie już do trzeciej klasy! Och, to naprawdę wspaniałe, że Ministerstwo Magii złapało trzech kolejnych fałszerzy kociołków! A pogoda? Nasamowity wręcz skwar - aż dziw, że tak gorąco może być w maju! Cóż za niespodzianka!
Syriusz słuchając tego wszystkiego nie mógł pozbyć się wrażenia, że tak naprawdę nic nie jest dobrze, że to wszystko to jedna wielka bujda. Aby poprawić mu samoopoczucie - o ile w ogóle jest to możliwe.
Patrzył się na mówiącego Remusa, słuchał tego sztucznie radosnego głosu, patrzył się na zmeczoną twarz i zastanawiał, jak nisko może upaść człowiek.
- Wiesz, ucieknę stąd. Wiesz o tym, prawda? - przerwał przyjacielowi. Myśl o ucieczce przez te trzynaście lat przybrała o wiele bardziej realny wymiar niż na początku - nie była już tylko banalną mrzonką każdego stereotypowego więźnia.
Oczy Remusa nagle stały się ciemniejsze, a przez twarz przebiegł bliżej niezidentyfikowany grymas.
- Rozmawialiśmy już o tym... - Ton jego głosu wskazywał na zmęczenie.
Syriusz splunął na podłowę wylaną z betonu.
- Nie wierzysz mi. - Syriusz niecierpiał obłudy.
- To nie to, że nie wierzę...
- Wiesz, kim najbardziej bym chciał być? Rozumie się, gdybym mógł, do cholery, na prawdę wybrać, co zechcę, choć raz w życiu - spytał się ni z tego, ni z owego Black.
Remus popatrzył się na niego nierozumiejącym spojrzeniem.
- Wyobraziłem sobie gromadę małych dzieci, które bawią się w jakąś grę na ogromnym polu pszenicy - ciągnął Syriusz. - Tysiące malców, a nie ma przy nich nikogo starszego, nikogo dorosłego... prócz mnie, oczywiście. A ja stoję na krawędzi jakiegoś straszliwego urwiska. Mam swoje zadanie: muszę schwytać każdego, kto się znajdzie w niebezpieczeństwie, tuż nad przepaścią. Bo dzieci rozhasały się, pędzą i nie patrzą, co tam jest przed nimi, więc ja muszę w porę doskoczyć i pochwycić każdego, kto by mógł spaść z urwiska. Cały dzień, od rana do wieczora, stoję tak na straży. Jestem właśnie strażnik w zbożu. Wiem, że to wariacki pomysł, ale tylko tym na prawdę chciałbym być. Wiem, że to wariacki pomysł.*
A potem Syriusz Balck pocałował Remusa. Drugi raz w ciągu całego życia. Nie dlatego, że tak było napisane w scenariuszu, czy taki był zamysł autorki. Syriusz Black nigdy nie lubił utartych form i kanonów. A teraz po prostu chciał być choć przez chwilę wolny. Takie proste, zwyczajne pragnienie człowieka więzionego przez dwanaście lat (a może i trzynaście, kto wie). Chciał tylko znów usłyszeć szum zboża i poczuć się jak szesnastoletni chłopak na wakacjach.
Ciało Remusa Lupina było sztywne i twarde, a usta zamknięte. Historia lubi się powtarzać? Właściwie teraz to już nie miało znaczenia.
"Remusie, drogi Remusie", myślał Syriusz. "Nie bądź na mnie zły. Nie rozumiesz kilku rzeczy i wcale nie musisz ich rozumieć. Teraz kończą się moje wakacje. Najgorsze wakacje jakie miałem, a napewno najdłuższe. Wakacje w Azkabanie."


KONIEC

*trochę zmieniony fragment "Buszującego w zbożu"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Yaoi Fan Strona Główna -> Konkursy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin