Yaoi Fan - Forum Literackie

Forum Yaoi Fan Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Tekst E [Mikołaj] *Anonimowa*


 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Yaoi Fan Strona Główna -> Konkursy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

piorunia
MoonMasochist
<font color=#4B0082>MoonMasochist




Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 488
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: zadupie niedaleko Gdańska ^^
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:26, 01 Sty 2008    Temat postu: Tekst E [Mikołaj] *Anonimowa*

<center>Tekst E</center>


Tytuł: Przyczajony Mikołaj!
Rating: coś około R-13
Parring: Severus/Harry
Ostrzeżenia: lekki OOC
Dodatkowe uwagi: AU do 6 i 7 tomu.


Severus Snape od dłuższego czasu przeczuwał, że jego życie jest zbyt przyjemne i w końcu coś lub ktoś zakłóci ten błogostan. Z pewnym niepokojem przyglądał się dniom bez wybuchających kociołków, wymykających się Ślizgonów i łamiących przepisów Gryfonów. Cóż, to ostatnie pojawiało się nadal, ale w zadziwiająco niskiej częstotliwości.

Severus nie czuł się więc najbezpieczniej. Zawsze wyznawał szlachetną zasadę, że każde szczęście przynosi podwójne nieszczęście, toteż stronił od wszelkich przyjemności na rzecz długofalowej korzyści. Teraz więc, gdy jego życie upływało w sielankowej, miłej atmosferze, Mistrz Eliksirów stawał się coraz bardziej nerwowy.

Dodatkowo od jakiegoś czasu miał problemy z koncentracją. Najczęściej zdarzało się to, gdy w pobliżu znajdował się pewien czarnowłosy osobnik. Jego głos i niezdarne ruchy doprowadzały Severusa do dzikiej pasji, jednocześnie przyprawiając o dziwne dreszcze i uczucie gorąca w okolicach karku.
Oczywiście, jako szpieg i Śmierciożerca, był zbyt czujny i rozważny, by dać się ponieść takim emocjom. Toteż wyraz jego twarzy nie zmienił się ani na jotę, choć wciąż pozostawało to krępujące skręcanie w żołądku, ilekroć chłopak był zbyt blisko niego

Gdy nadeszły święta, których nienawidził całą swoją sarkastyczną nienawiścią, Snape zaczął mieć dziwne wrażenie, że oto nadszedł czas Apokalipsy.

Nie mylił się zbytnio.

Grudniowe poranki były zazwyczaj do siebie podobne – tak samo zimne, szare i denerwujące, gdy metaliczny dźwięk budzika odbijał się głuchym echem od kamiennych murów lochów. Choć było to znacznie lepsze od wszystkich tych kolęd, które uczniowie uwielbiali nucić już miesiąc przed Bożym Narodzeniem.

Severus wstał prężnie, zirytowany brzęczeniem. Sięgnął po różdżkę i szybkim, zdecydowanym ruchem uciszył budzik. Stał chwilę, ogarniając wzrokiem pokój i zastanawiając się, co też dzisiaj ma do zrobienia. Z pewną ulgą powitał myśl, że tak naprawdę większość rzeczy zrobił wczoraj. Zapowiadał się przemiły wieczór z książką i małym kieliszeczkiem Courvoisier'a.

W tym momencie w kominku, z cichym pyknięciem, pojawiła się głowa Dumbledore'a. Dyrektor miał na głowie czerwoną, mikołajową czapkę, co Snape przyjął prychnięciem. Staruszek zmarszczył brwi.
- Nie będę przyjmował krytyki od kogoś, kogo pidżama przypomina strój dziewicy, Severusie – powiedział. Mistrz Eliksirów spojrzał w dół, na niekończący się szlak guzików i wzruszył ramionami.
- Dyskretna elegancja, Albusie. Co też sprowadza Cię do mnie o tej porze? Mam nadzieję, że to naprawdę poważne, bo nie przywykłem do rannych odwiedzin. Chyba, że chcesz mi powiedzieć, że Harry Potter utopił się dzisiaj w dzbanie z sokiem dyniowym. Bardzo by mnie to podniosło na duchu.
- Masz niezwykle specyficzny humor. - twarz dyrektora wskazywała dezaprobatę dla podobnych pomysłów.
- Podobnie jak ty godziny odwiedzin. Na Merlina, jest szósta rano. Za pozwoleniem, czy będziesz tak tutaj tkwił resztę poranka, czy w końcu łaskawie powiesz mi o co chodzi i pozwolisz powrócić do moich obowiązków. Nie mogę tak iść na lekcje, uwierz.
Dumbledre zachichotał, co Severus przyjął bardzo nerwowo, zaczynając się rozglądać za czymś ciężkim.
- Jeśli mógłbyś wpaść do mnie po przerwie na lunch, dziękuję bardzo – powiedział wesoło dyrektor, a jego twarz zniknęła równie szybko, jak się pojawiła. Severus westchnął głęboko i wrócił do swoich czynności. Pewien niepokój wkradł się w jego ruchy...

***

Hermiona z pewnym niepokojem obserwowała Harry'ego. Od dłuższego czasu wydawał się jej jakiś cichy i spokojny. Nie szlajał się po nocach, był małomówny i nie dojadał. Chodził wcześnie spać, a i tak nie był wypoczęty. Dziewczyna początkowo myślała, że ma to związek z rocznicą śmierci jego rodziców. Jednak czas leciał, nadchodziły Święta, a on wciąż był nieswój. Jakby w innym świecie, do którego ani ona, ani nikt inny poza nim samym nie mógł dotrzeć...

***

Ron z irytacją obserwował Harry'ego. Dawno już nie wygłupiał się z nim w Pokoju Wspólnym, nie wymykali się do Hogsmeade, nie grali w Eksplodującego Durnia. Harry tylko chodził na zajęcia, odrabiał prace domowe, czasami coś zjadł i szedł spać. Gdy Ron czasem wchodził do sypialni, miał wrażenie, że Harry nie śpi i nasłuchuje. Czeka na coś. Może cierpiał na bezsenność? Pewnie było to wynikiem przepracowania, bo materiału było dużo. A przecież Harry się uwziął i zawsze miał wszystko przygotowane. W przeciwieństwie do Rona, który nie miał nic, a i tak się nie wysypiał...

***

Harry z pewną niezdrową fascynacją obserwował Snape'a. Śledził jego ruchy, zapamiętywał subtelne gesty, przyglądał się jego sylwetce. Czasem zastanawiał się, co tak naprawdę ukrywa w sobie to pogardliwe spojrzenie.
Czasem Harry w snach słyszał ten niski, aksamitny głos...
Zdarzało się, że bez celu krążył po Hogwarcie, głównie w jego dolnych piętrach, starając się wpaść na profesora i jeszcze raz to zobaczyć. Zaskoczenie i dziwny błysk w oczach na moment przed tym, jak Snape przywdziewał maskę wstrętnego gnojka.
Patrzył. Podziwiał. Pożądał.
Po pewnym czasie jednak coś innego przykuło jego uwagę. Mężczyzna był ostatnio nerwowy i rozdrażniony. Oczywiście on zawsze taki był, ale teraz to było coś innego. Jakiś niepokój wkradł się w te zdecydowane, zimne oczy. Jakaś niepewność w precyzyjne ruchy dłoni, gdy Snape mieszał eliksiry. Wibracje w jego głosie były niecodzienne, niezauważalnie łamały się przy niektórych nazwiskach. Przy jego również. A jego docinki, zwykle przesączone ironią i jakąś obślizgłą i obrzydliwą perfidią, teraz były wyprane z wszelkich emocji, a sam profesor wydawał się mówić je machinalnie, z przyzwyczajenia. Harry obawiał się, że może to być wynikiem pracy jako szpiega. Ciągłe życie na krawędzi musiało doprowadzić Snape'a do jakiejś paranoi. Harry przyglądał mu się uważnie i rozważał w nocy różne możliwości.
Subtelność i precyzja jego ruchów, zimne, żywe tony w jego głosie uspokajały Harry'ego. Teraz był nieco niespokojny i niepewny...
Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że się martwił.

***

Severus z spokojnie obserwował Dumbledore'a. Dyrektor przechadzał się po okrągłym gabinecie, rzucając w stronę mężczyzny niepewne spojrzenia i mrucząc coś pod nosem. Upłynęło pięć minut, podczas których Snape siedział sztywno, zanim staruszek zatrzymał się. Niebieskie oczy błysnęły znad okularów – połówek, a przymilny uśmiech rozjaśnił jego twarz.
- Severusie, mam do Ciebie prośbę. - Dubledore spojrzał na niego znacząco. Mężczyzna pobladł, ale dzielnie przełknął ślinę i zapytał:
- O co chodzi, Albusie...

***

McGonagall beznamiętnie obserwowała przebieg transformacji kapibary w taboret. Bez zaskoczenia uznała, że siódmy rok Gryffindoru i Slytherinu nie wykazywał w tym kierunku szczególnych uzdolnień. Jedynie pan Potter i panna Granger wyłuskali z siebie na tyle skupienia i umiejętności, że ich taborety były praktycznie bez zarzutu.
Nagle przenikliwa cisza dotarła do jej uszu. Nauczona wieloletnim doświadczeniem, wiedziała, że to nie wróży nic dobrego. Sięgnęła po różdżkę i zaczęła nasłuchiwać. Niekoniecznie tego rodzaju krzyku się spodziewała. W każdym razie to, co usłyszała również kwalifikowało się pod kategorię „niebezpieczeństwo”. Zawalenia się sufitu.
- CO? OSZALAŁEŚ DO RESZTY! JEŚLI MYŚLISZ, ŻE KIEDYKOLWIEK ZAŁOŻĘ TO NA SIEBIE, TO CHYBA VOLDEMORT ZROBIŁ CI PRANIE MÓZGU!
McGonagall spojrzała w górę, skąd niewątpliwie nadszedł ten wrzask. Uczniowie wymienili przerażone spojrzenia, a kilkoro zaczęło chichotać.
- Wracać do zajęć – fuknęła na nich, wciąż podejrzliwie patrząc na sufit, czy aby na pewno nie ma zamiaru się zawalić.

***

Dumbledore z troską patrzył na wzburzonego Mistrza Eliksirów. Mężczyzna był bardzo roztrzęsiony, na policzki wystąpiły mu wypieki a w oczach szalała dzika żądza mordu.
- Ty chyba sobie ze mnie kpisz – wysyczał Severus, zaciskając zęby. - Jeśli to jest żart, to muszę ci powiedzieć, że moje poczucie humoru nie dorasta do pięt twojemu!
- Nie, Severusie, to nie jest żart – westchnął rozbawiony Dumbledore.
- W takim razie to jest próba zrobienia ze mnie totalnego błazna, całkowitego upokorzenia i doprowadzenia do obłędu!
- Och nie demonizuj tego tak.
- Ty chyba żartujesz. Jak ja mogę nie demonizować tego! - mężczyzna oskarżycielsko wskazał przedmiot jego teraźniejszej nienawiści
- Ależ Severusie, to tylko strój – uspokajał go Dumbledore.
- Czerwony! Puchaty! Świąteczny! - krzyczał Snape, a jego głos drgał niebezpiecznie.
- Zapomniałeś o futerku. – podsunął dyrektor.
- Z futerkiem! - zaskrzeczał piskliwie, ostatkami sił. W gabinecie zapanowała cisza, gdy Severus morderczym wzrokiem wpatrywał się w strój Świętego Mikołaja. W jego myślach przelatywały tysiące obrazów: utopionego stroju Świętego Mikołaja, spalonego stroju Świętego Mikołaja, potarganego stroju Świętego Mikołaja, oblanego zielonym atramentem stroju Świętego Mikołaja. Wszystkie te obrazy sprowadzały się do jednej myśli: to wszystko na nic. I gdy do jego świadomości napłynął ostatni obraz – Severusa Snape'a w stroju Świętego Mikołaja – mężczyzna opuścił ramiona i spojrzał w przestrzeń.
Stracił kontakt z rzeczywistością.
- Cieszę się, że się zgodziłeś, Severusie – powiedział szybko staruszek, wypychając delikatnie otumanionego Snape'a za drzwi, wraz z przeklętym przebraniem. - Nie martw się, na pewno będzie dobrze... To tylko jedna noc, nic więcej. Poradzisz sobie – ostatnie zdanie brzmiało tak, jakby dyrektor sam w to nie wierzył.

Tym oto sposobem Mistrz Eliksirów, najgroźniejszy i najbardziej sarkastyczny profesor w Hogwarcie został Świętym Mikołajem.

***

Dni mijały szybko i Harry nie zdążył się obejrzeć, a nadeszły Święta. Pożegnał więc Hermionę i Rona, którzy razem mieli spędzić ferie w Grecji, i zaszył się w dormitorium. Zaskoczyło go, że tak niewiele osób zostało – tylko on. Z pewną ulgą pomyślał o najbliższych dniach w totalnej ciszy i samotności.

Zazdrościł kolegom rodzinnych świąt, a jednak odmówił grzecznie, gdy Ron zaprosił go na kontynent. Miał przeczucie, że nie czuł by się swobodnie przy zakochanej parze, dodatkowo z błagalnym wzrokiem Ginny na swoich barkach. Miłosne uniesienia nie zajmowały go wcale a wcale.
Przynajmniej nie takie.

Tym bardziej, że dziewczyny go w ogóle nie pociągały.

Początkowo był tym przerażony, za każdym razem chował głowę pod poduszkę, a na jego policzki występowały wypieki. Z czasem jednak przyzwyczaił się do tej myśli. Nie wydawała mu się już tak straszna i obrzydliwa, choć wciąż starał się ograniczyć kontakty fizyczne z przyjaciółmi do minimum.

Dlatego też wizja samotnych świąt była mu znacznie przychylniejszą.

Święta przypadły w poniedziałek a dziś była niedziela. Harry z pewną, zaskakującą niecierpliwością oczekiwał jutra. Mimo wszystko wciąż uwielbiał świąteczne potrawy, kolędy i całą tę przytulność świąt – wieczór przed kominkiem z kubkiem gorącej czekolady w dłoniach.

Chłopak wstał powoli, kierując się do łazienki. Przechodząc przed lustrem machinalnie przygładził włosy, które i tak sterczały we wszystkie strony, nie pozwalając się ujarzmić w żaden sposób. Harry wszedł pod prysznic i odkręcił kurek z gorącą wodą. Delektował się delikatnością i ciepłem. Oparł ręce o kafelki i pozwolił wodzie spływać po jego ciele.

Harry Potter dawno przestał być dzieckiem, a powoli stawał się mężczyzną. Co prawda był nieco patykowaty i zbyt niski, jak na swój wiek. Jednak wieloletnie treningi qudditcha, jak i niezliczona ilość walk wręcz stoczonych na korytarzu, czy polu bitwy, znacznie zaznaczyła się na jego ciele. Mimo wystających żeber i kości barkowych, Harry wyglądał niemal mężnie. Jego mięśnie były subtelnie zarysowane, sylwetka wysportowana, a ciało prężne.

Choć oczywiście chłopak nie zdawał sobie sprawy ze zmian, jakie w nim zaszły. Starał się również nie przyjmować do wiadomości, że niektórym osobom może przypaść do gustu jego nietypowa uroda. Delikatne rysy twarzy, gładka i blada cera, z którą mocno kontrastowały zielone oczy i czarne, bujne włosy.

Niektórym naprawdę odpowiadał taki typ...

***

Severus z obrzydzeniem patrzył w lustro. Magiczny strój pasował idealnie. A do tego dodawał mu jakieś... sto dwadzieścia kilogramów i białą brodę. Zresztą, w ogóle nie wyglądał już jak Snape. Przypominał raczej miłego, grubego staruszka z białymi włosami, brodą, kurzymi łapkami przy oczach i dziwnym wyrazem twarzy. Severus próbował się uśmiechnąć i z przerażeniem stwierdził, że mu się to udało. Burknął nerwowo. W tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę – warknął Snape. Jego głos zabrzmiał zachęcająco, co niemal doprowadziło go do płaczu.
- Tu Zgredek, sir. Przyniosłem prezenty i listę zadań od profesora Dumbledore'a – w drzwiach ukazały się wielkie, nietoperze uszy i wyłupiaste ślepia. Severus poczuł, że drga na całym ciele. Nagle ogarnęła go niepohamowana ochota podpalenia całego Hogwartu. Z Dumbledore'em i strojem Świętego Mikołaja włącznie. Zamiast tego spojrzał morderczo w stronę skrzata, nieświadom, że jego wzrok tak naprawdę był pełen ciepła i sympatii. Severus roześmiał się sarkastycznie i odpowiedziało mu rubaszne „Ho – ho – ho!”.
- Daj tę listę – mruknął w stronę Zgredka.

Drogi Severusie,

Jestem pewien, że zdajesz sobie sprawę, jak ważna jest to sprawa – bycie Świętym Mikołajem!

Dotychczas rolę tę pełnił profesor Flitwick, w tym roku niestety musiał wyjechać do swojego brata. Byłeś jedyną osobą, która nie miała na ten wieczór konstruktywnych planów (sprawdziłem!), więc nadawałeś się najlepiej.

Nie martw się, to nie takie trudne zajęcie. Wystarczy, że podrzucisz te prezenty adresatom, udekorujesz dormitoria i sypialnie i podrzucisz trochę słodyczy.

Mało uczniów zostało w Hogwarcie na Święta, nie będziesz miał zatem wiele pracy. Zaledwie godzinka czy dwie.

Ach, i pamiętaj, że ładnie by było, gdybyś pojawiał się w kominkach, zamiast szwędać się po korytarzu. Miło by było, gdybyś zamienił kilka słów z napotkanymi uczniami. Pamiętaj! Jesteś Przyczajonym Świętym Mikołajem!

Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt!

Albus.

Ps. Przysłałem Ci Zgredka, jako pomocnika – takiego świątecznego chochlika. Powodzenia!


- Czyż to nie cudowne, sir? - trajkotał cały czas Zgredek. - Będziemy roznosić prezenty i uszczęśliwiać ludzi, sir! Czyż to nie cudowne? To takie miłe i szlachetne, prawda sir?-
- Nienawidzę słów „miłe i szlachetne” - warknął Severus, ale zamiast tego z jego ust wydobył się wesoły bas, jakby opowiadał kawał a nie przeżywał koszmar.

***

Harry właśnie zmierzał na kolację, gdy drogę zagrodził mu Irytek.
- Wesołych Świąt – powiedział Harry, próbując ominąć poltergeista. Ten jednak nadął policzki i huknął:

Pokaż bombki Panie Potter
czyżbyś nie chciał, może potem?
Pokaż bombki, te bombeczki.
Niech ucieszą się laleczki.

Bombka Bombka
w środku trąbka!

Pokaż bombki Panie Potter,
wstydzisz się, ktoś wodzi wzrokiem!
Pokaż bombki, te bombeczki,
pokażemy swe trąbeczki!


Cały ten czas Harry stał zażenowany w holu, aż w końcu ze zdenerwowania rzucił na Irytka Silencio i, lekko czerwony, ruszył w stronę Wielkiej Sali na kolację. W połowie drogi rozmyślił się jednak i skręcił w stronę kuchni. Nie odczuwał strasznego głodu, nie miał również ochoty uczestniczyć w kolacji. Już na obiedzie atmosfera była nieciekawa. Harry był jednym z sześciu uczniów i jedynym, który odzywał się do nauczycieli, toteż był przez nich męczony wiecznymi pytaniami o samopoczucie i naukę.

Harry połaskotał gruszkę i żwawo przeszedł przez obraz. Szukał wzrokiem Zgredka, jednak nigdzie go nie znalazł, więc podszedł do Mrużki. Właśnie pakowała jakieś prezenty i ciasteczka.
- Mrużko, czy mogłabyś przysłać mi kolację do sypialni? - zapytał nieśmiało, patrząc na zwinne palce skrzata, wiążące ogromną kokardę.
- Ależ oczywiście, sir. Życzy pan sobie coś specjalnego? - powiedziała, nie odrywając wzroku od wstążki.
- Nie, raczej nie, dziękuję – odparł i skierował się do wyjścia. Po drodze dostał cały dzbanek piwa korzennego od jakiegoś skrzata i ciasto cynamonowe. Nieco zdezorientowany ruszył w stronę dormitorium.

Gdy już tam dotarł, położył się na łóżko i pogrążył w głębokim śnie.

Śniły mu się straszne bzdury. Ciemny korytarz, którego ściany ozdobione były czarnymi gobelinami. Mijał ludzi, których twarzy nie umiał rozpoznać.
Na końcu korytarza nie było nic, żadnego światełka czy podobnych bajek. Gdy Harry się odwrócił, natrafił na kamienny mur. Znalazł się w zamknięciu. Walił w ścianę pięściami, a odgłos uderzeń wracał do niego coraz głośniejszy i głośniejszy. Sięgnął po różdżkę, ale jej nie znalazł.
- Pomocy! - zawołał rozpaczliwie, patrząc w ciemny mur.
- Nikt Ci nie pomoże, dopóki go tu nie wpuścisz – mruknął jakiś głos za nim. Harry odwrócił się, ale nikogo nie zobaczył. - Tylko Ty możesz zdecydować, czy zdołasz się uwolnić.
- Kim jesteś? - wyszeptał.
- To nie ma znaczenia. Zapytaj raczej, kim Ty jesteś. - Harry zmrużył oczy. Wydawało mu się, że ściany zaczynają się kurczyć.
- Jestem Harrym Potterem! - powiedział spokojnie.
- Kim jest Harry Potter?
- Ja nim jestem! - wykrzyknął zdenerwowany chłopak, gwałtownie wciągając powietrze. Pokój strasznie się zmniejszył.
- Nie pytam, kto nim jest. - Harry odczuł irytację. - Pytam, kim jest Harry Potter.
Zapadła cisza, świdrująca jego uszy i Harry wyciągnął rękę, ale nie mógł jej już wyprostować. Ściany powoli zbliżały się do siebie.
- Pozwól mi wyjść.
- Tylko wtedy, kiedy Ty sam na to pozwolisz.
Nagle zmiażdżyły go, a Harry obudził się z przeraźliwym krzykiem. Usiadł rozkojarzony na łóżku i oddychał głęboko.
Cokolwiek było w tym cieście – mruknął sam do siebie – nigdy więcej go nie zjem.

***

Zgredek z zainteresowaniem i strachem obserwował profesora Snape'a, który z hukiem wylądował w kominku Pokoju Wspólnego Slytherinu. Wstał niepewnie i otrzepał się z kurzu.
- Myślę, że trochę za bardzo się zdenerwowałem – mruknął pod nosem, a jego broda zafalowała. Zgredek pomyślał, że to niesamowite, jak ten brzydki, obślizgły profesor zmienił się w wesołego, miłego staruszka.
- Zawieszę girlandy, sir – zaskrzeczał, ciągnąc worek z napisem „Slytherin – ozdoby”. W tym samym czasie Snape kierował się do sypialni chłopców z czwartego roku, żeby podłożyć prezent. Było już dawno po północy, a Ślizgoni musieli być wyczerpani, bo spali, oddychając miarowo. Severus jednak był zbyt wzburzony, by zachowywać jakiekolwiek pozory. Bezpretensjonalnie otworzył drzwi i wszedł do pokoju. Nie myśląc o tym, czy chłopcy śpią, czy nie, rzucił prezent w nogi łóżka, odwrócił się na pięcie i wyszedł. Odpowiedziało mu głośne chrapnięcie.
- Minus pięć punktów dla Slytherinu za lekceważenie nauczyciela, panie Fogg – burknął. Ogarnął wzrokiem pokój, w którym pozawieszane były czerwono- zielone girlandy, świeczniki i lizaki. Gdzieniegdzie stały złote świeczki, a całości dopełniał wielki, czerwony napis „Wesołych Świąt”. Severus tylko machnął ręką i napis zmienił kolor na zgniłą zieleń.
- Jak pomyślę, że to dopiero początek, to mam ochotę się utopić w ropie czyrakobulwy... - powiedział sarkastycznie. Zabrzmiał tak wesoło, że Zgredek zaśmiał się. Snape wszedł z impetem do kominka, machnął różdżką i powiedział rozpaczliwie „Pokój Wspólny Hufflepuffu!”.

***

Pokój Hufflepuffu przywitał go już ozdobiony papierowymi łańcuchami i jedną, żałośnie wyglądającą skarpetką. Najpierw położyli prezenty chłopakom z drugiego roku. Severus już zmierzał do sypialni dziewcząt, gdy zatrzymał go głos Zgredka.
- Sir, prezent trzeba włożyć do skarpety.
- Co? - mężczyzna spojrzał na niego zdezorientowany. Zgredek wzruszył ramionami.
- Tak jest, sir. Jeśli ktoś zostawia skarpetę na kominku, to trzeba do niej włożyć prezent. Taka jest tradycja, sir – powiedział skrzat, po czym zaczął rozwieszać jakieś gwiazdki i aniołki. Severus z przerażeniem patrzył na wielkiego, tekturowego borsuka z czapką mikołajkową na łbie.
- W sumie, co za różnica? - Święty Mikołaj podszedł do skarpetki i już miał tam włożyć zawiniątko, gdy ta nagle odskoczyła i uciekła w róg pokoju. - Co jest? - mruknął z konsternacją Snape. „Mam już przywidzenia, jakieś halucynacje... To przez to futerko!” pomyślał.
Podszedł jeszcze raz do skarpety, ale ta znowu zrobiła unik i zniknęła pod choinką.
- To puchońska skarpeta, sir – powiedział Zgredek, rzucając ukradkowe spojrzenie w głąb pokoju.
- Co za różnica, kto ją nosi? - zirytował się profesor, dając nura pod stół. Skarpeta była jednak szybsza i pofrunęła na okno. Snape nabił sobie za to wielkiego guza na czole.
- Puchońska skarpeta, sir, to znaczy, że została zaczarowana. Jest niezwykle tchórzliwa. Będzie tak uciekała bez końca.
- Bzdura – prychnął mężczyzna i wyciągnął różdżkę. - Accio skarpeta!.
Jednak nic się nie stało
Upłynęła sekunda przerażającej ciszy.
- Czy ten koszmar nigdy się nie skończy?! - krzyknął z desperacją Severus i jeszcze raz rzucił się na skarpetę, jednak znów chybił. Zaczął szaleńczy bieg po pokoju, potrącając po drodze tekturowego borsuka i taboret. W końcu wycieńczony padł na fotel i zaczął sapać. - Nie dam rady, nie złapię jej. Nie mogę tego prezentu położyć po prostu przy łóżku? - spojrzał wyczekująco na Zgredka, ten jednak tylko poruszył przecząco głowo i jął zapalać świeczki na parapetach.

Snape siedział tak chwilę, patrząc z ukosa na skarpetę. Ta poruszała się niepewnie, przybliżając i oddalając. Severus obserwował ją uważnie, aż w końcu wyciągnął doń rękę i powiedział: - Przybliż się, proszę.
Skarpeta zdawała się wahać, niespokojnie poruszając się na boki, w końcu jednak przybliżyła się i pozwoliła złapać. Profesor włożył do środka paczkę i zawiesił skarpetkę na kominku. Ta zastygła, a Severus po prostu wszedł do kominka i wyszeptał „Gryffindor”.

***

To była ciężka noc i myśl, że oto został ostatni lokator bardzo go pokrzepiła. Nawet jeśli miał to być Gryfon. Na Merlina, przeżył jakieś absurdalne spotkanie ze skarpetą, da radę zrobić i to. A ponieważ nie był aż takim draniem, jak przypuszczano, nie zamierzał pozbawiać dzieciaka radości z prezentu. Właściwie, to miał taki zamiar, ale Zgredek stanowczo upierał się, by zostawić ten „specjalny” prezent.
Niczego nie przeczuwający Severus podążył więc po prostu po schodach do sypialni chłopców, by położyć prezent. Tym samym miał zakończyć tę błazenadę i spędzić resztę wieczoru upijając się wodą ognistą.
Nie spodziewał się jednak takiego wstrząsu.

Otworzył po prostu drzwi, podszedł zwyczajnie do łóżka, położył prezent i już chciał wracać, gdy napotkał parę zielonych, szeroko otwartych oczu.
„Jasny szlag” pomyślał. „Tylko nie Potter, na Merlina...”
Tymczasem chłopak wpatrywał się w niego zdezorientowany.
Tak dziwnie błyszczały jego oczy.
- Mikołaja nie widziałeś? - burknął Snape, co oczywiście w wykonaniu jego tymczasowych strun głosowych zabrzmiało dobrodusznie. Chłopak usiadł zszokowany, ale po chwili roześmiał się.
- Nie no, nie zdarzyło mi się jakoś.
- Teraz widzisz – odpowiedział mu Snape-Mikołaj i skierował się do wyjścia. Zbiegł pędem po schodach, rozglądając się za Zgredkiem. Ale ten zniknął. W przeciwieństwie do Pottera, który zbiegł za nim i wołał.
- Chwila, chwila! - po czym dopadł go, złapał za rękaw i zdecydowanym ruchem posadził na fotelu. Sam usiadł na przeciw i skierował swoje zielone oczy w jego stronę. - Teraz, jak już Cię mam, musisz mi odpowiedzieć na kilka pytań.
- Tylko szybko, mam jeszcze kilka zamków do obskoczenia. – próbował zażartować Severus, ale miał uczucie, że chyba mu nie wyszło. Chłopak podsunął mu kawałek ciasta cynamonowego i kubek gorącej czekolady. Severus uwielbiał cynamon tak bardzo, jak nienawidził czekolady, toteż z umiarkowaną przyjemnością przyjął talerzyk, odstawiając jednak kubek. Harry wzruszył ramionami i sam zanurzył usta w napoju.

Tak delikatne i subtelne.

Severus doskonale zdawał sobie sprawę ze swoich niezdrowych preferencji. Choć zaczęło się to już dawno, na początku szóstego roku, profesor odczuwał zażenowanie i wstręt do samego siebie, że czuje w ten sposób. Nie było w tym nic romantycznego, ani pięknego. To nie była miłość, czy nawet sympatia. Tak naprawdę było to pożądanie i pewien podziw dla tego ciała. Tych oczu. Tych ust...
To nie tak, że Severus nie miał sumienia. W tym przypadku wręcz przeciwnie – bywało ono aż nadgorliwe.
Teraz więc, siedząc na wprost tego chłopaka, który wzbudzał w nim całą gamę uczuć, tych skrajnych, od nienawiści i wściekłości, aż po rozpalające zmysły podniecenie, czuł się niezręcznie. Ba, czuł się, jakby zaraz ziemia miała go pochłonąć w tym beznadziejnie żałosnym stroju Świętego Mikołaja.
Tak się jednak nie działo, ogarniało go więc coraz większe przerażenie.
I nie mógł zrobić nic, tylko patrzeć na te kościste, blade dłonie obejmujące czule gorący kubek. Tak rozpaczliwie chłonące ciepło.
Severus otrząsnął się z zamyślenia.

- No tak, co to za pytania? - spojrzał w bok, gdy Harry wbił w niego to swoje rozbawione spojrzenie.
- Po co ta cała tajemnica? No wiesz, skradanie się po nocach, podrzucanie prezentów i ta szopka. - mężczyzna się zasępił. Skąd niby miał wiedzieć, dlaczego Święty wolał być incognito... Chociaż, być może mógł sobie wyobrazić, dlaczego. Po dzisiejszej nocy...
- Widziałeś kiedyś puchońską skarpetę? - powiedział zamiast tego. Harry pokiwał twierdząco głową, co nieco zbiło z tropu Mistrza Eliksirów. Czy naprawdę tylko on był taki niedoświadczony? - Wyobraź sobie ludzi, którzy gapią się na Twoją pogoń za puchońską skarpetą – próbował się zaśmiać i nawet mu to wyszło. Jednak twarz Harry;ego nie wyrażała rozbawienia.
- Przecież wystarczy ją poprosić – odparł zdziwiony, a Snape ponownie się zmieszał.
- Tak, tak, to tylko taki żart – zażartował Severus i spojrzał na chłopaka. Ale jego twarz była wyraźnie zamyślona. Jakby był gdzieś daleko.
- Mogę Ci się zwierzyć? - zapytał w końcu. Zaczerwienił się lekko i spuścił głowę. - No wiesz, Ty i tak nikomu nie powiesz, a we mnie to siedzi i zjada od środka. Mam nawet koszmary... - zaśmiał się nerwowo, podczas gdy profesor patrzył na niego z przerażeniem. „Och nie, tylko tego mi brakuje – wysłuchiwania płaczliwych, zwierzeń samotnego nastolatka. Zabiję Cię, Albusie...” myślał rozpaczliwie.

- Wiesz, ja nie jestem Świętym Mikołajem. I chyba powinienem Ci to powiedzieć – powiedział ostrożnie Severus. Harry zachichotał.
- No raczej, że nie jesteś, Mikołaj nie istnieje. - Chłopak wyglądał na zadowolonego, co nieco pokrzepiło Snape'a. - Po prostu. Nie wiem, kim jesteś. Nigdy więcej Cię pewnie nie spotkam, a jeśli nawet, to i tak cię nie poznam. Ty oczywiście będziesz wiedział, jeśli znowu się zobaczymy, ale nie przeszkadza mi to. Muszę wyrzucić z siebie to wszystko komuś, kto jutro rano nie będzie chciał tego analizować...
- To po co mi zadawałeś te pytania? - Severus wyglądał na zdziwionego. Harry drgnął.
- Nie chodziło mi o zwykłego Świętego Mikołaja – roześmiał się. Snape zdał sobie sprawę, jak rzadko słyszał ten śmiech. - Znaczy... Zawsze myślałem, że to skrzaty. A tu proszę – Mikołaj. Czy mogę Ci coś powiedzieć?
Zapadła cisza, a chłopak musiał odczytać milczenie jako pozwolenie, gdyż mówił dalej.

- Ze mną jest trochę podobnie, jak z tą skarpetą. Jak się mnie poprosi, to przyjdę, ale nie tak do końca. Znaczy, jestem niezależny w pewien sposób. Wiesz, mam przyjaciół i te sprawy, zawsze mogą na mnie liczyć, jeśli potrzebują pomocy. Mimo to jestem jakby sam. Naprawdę nie wiedzą, co we mnie siedzi, o czym rozmyślam. Bo wiesz, ja mam sekret. Taki mało przyjemny.
Przez cały czas Severus starał się udawać zainteresowanie, jednak w rzeczywistości był wściekły. Wysłuchiwać problemów swojego nemezis. Po prostu pięknie i cudownie...
- Chodzi o to – kontynuował Harry – że ja... się zakochałem - „Coś strasznego, panie Potter” prychnął w duchu Severus. - Tyle, że ja zakochałem się... w mężczyźnie.
Na. Merlina
- Który w dodatku jest profesorem.
Snape spojrzał na niego zszokowany. Myśli zaczęły fruwać w jego umyśle, a pewne fragmenty układać się w jakąś niemoralną, nielogiczną całość.
- Ja wiem, że to jest złe – Harry ukrył twarz w dłoniach, a Severus nie miał odwagi poruszyć choćby palcem. Mrugał tylko zdziwiony i zażenowany. Pewna nadzieja, a jednocześnie przerażenie tliły się w nim. - To znaczy, nie daję mu znaków czy coś. Nie zaczepiam go. W ten sposób dla niego nie istnieję. Jestem tylko wstrętnym Złotym Chłopcem Gryffindoru. - wyrzucił z siebie z żalem Harry.
O. Cholera.
- Jednak za każdym razem, gdy na niego patrzę... jest coś kojącego w jego ruchach i słowach. Chociaż są tak przesączone gniewem, pogardą i sarkazmem, są jednocześnie tak prawdziwe. I żyją we mnie godzinami. Ta nienawiść, którą on do mnie żywi. Nie jest to najlepszy powód do wstawania rano z łóżka, ale zawsze jakiś. Chociaż nie, on nie sprawia, że chcę żyć, wręcz przeciwnie. Wzbudza we mnie żądzę mordu i chęć rozwalenia czegoś, i to jest takie... normalne.
Severus z każdym słowem spinał się coraz bardziej. Zaczął mieć dreszcze i nie był w stanie się opanować. Starał się, jak mógł, by zachować pozory, jednak na czoło i policzki wystąpiły mu rumieńce, a ręce trzęsły się niemiłosiernie. Harry spojrzał na niego z niepokojem i podszedł do powoli.
- Wszystko w porządku? - zapytał z troską.

I ich spojrzenia skrzyżowały się. Czarne z zielonym. Ślizgona z Gryfonem. Profesora z uczniem.

Spragnione.

Severus widział, jak twarz chłopca pobladła, jak jego wargi zaczęły drgać, a on sam cofał się w stronę kominka.
- Nie – zdołał tylko powiedzieć. To otrzeźwiło mężczyznę. Odzyskując nagle wszystkie zmysły i przytomność umysłu, mężczyzna skoczył na równe nogi i zaczął... uciekać. Harry jednak, wodzony raczej intuicją, niż rozumem, pobiegł za nim i złapał go w połowie drogi.
- Ty... - wysyczał przez zaciśnięte zęby, łapiąc go za poły stroju. Jeszcze raz spojrzał w jego oczy, te czarne i zimne, których nie zmieniłoby żadne przebranie. Wciąż płonęła w nich ta pogarda, której nie mogło nic zgasić. Harry z desperacją rozerwał kostium Świętego Mikołaja.
I tak oto stanął przed nim Severus – ubrany w czarną szatę, zapinaną na setki guzików, w swoich czarnych, tłustych włosach i ze swoim sarkastycznym uśmiechem.
- Minus pięćdziesiąt punktów za brak szacunku wobec przedstawiciela ciała pedagogicznego – warknął, z przyjemnością wsłuchując się w drgania swojego głosu. Chwilę potem przyznał, że używanie słowa „ciało” nie było zbyt rozważne. Ale Harry tylko stał i wpatrywał się w niego z wściekłością.
- Pozwoliłeś mi robić z siebie błazna i mówić te najgorsze, najokropniejsze rzeczy, jakie mógłbym z siebie wydusić! - wrzasnął.
- Byłeś niezwykle chętny, Potter. - Severus udawał, że świetnie się bawi. Ani przez chwilę nie miał nadziei na coś więcej.
- Och, niesamowicie – prychnął Harry, wywracając oczami. - To było tak strasznie nieodpowiedzialne i okropne z Twojej strony! Zawsze wiedziałem, że jesteś perwersyjny, ale żeby do tego stopnia?!
- Od kiedy to jesteśmy na „ty”? - Snape zbliżył się o krok do chłopaka.
- Świetnie się bawiłeś, co? - głos Gryfona załamywał się. - Siedząc i patrząc, jak Chłopiec-Którego-Nienawidzę-Bo-Boli-Mnie-Ząb-A-Jego-Nie otwiera się przed Tobą! To na pewno był najlepszy wieczór w Twoim życiu.
- Wierz mi, lub nie, ale bycie Twoją sympatią nie jest moim największym marzeniem – odciął mu profesor.
- I dalej świetnie igrasz z moimi uczuciami. Właściwie to spodziewałbym się po Tobie wszystkiego, ale coś takiego?! Co, może teraz pobiegniesz do swoich Ślizgonów i wszystko im opowiesz, co? Będziecie się nabijać z biednego, małego, Harry'ego Pottera, co?
Głos Harry'ego powoli opadał i przeistaczał się w żałosny szept. Severus dalej stał i patrzył na niego. Tylko, jakimś zmienionym wzrokiem. W pewien sposób wręcz pożądliwym.
- Ale nie wygrałeś. Nie opuszczę Hogwartu. Będę robił wszystko, żeby być z Tobą kwita!

Snape spojrzał ponad jego głowę. Harry zrobił to samo. Zdezorientowany wpatrywał się w nieco zwiędłą jemiołę, wiszącą przy suficie. Gdy ponownie spojrzał w dół, twarz profesora znajdowała się tylko centymetry od jego twarzy.
A te usta, zimne i okrutne, tylko centymetry od jego ust.
Po które Severus sięgnął.
Jakże łatwo było przyjąć ten niesamowicie ciepły, lekko szorstki język. Harry przymknął oczy, wpijając dłonie w szatę mężczyzny. Ten objął go w talii i przyciągnął w swoją stronę.
Delikatnie muskał jego chłopięce wargi, smakując cynamonu i czekolady. Przygryzł jej dolną część, na co Harry zareagował cichym jęknięciem i mocniej wtulił się w ciepłe, męskie ciało. Poczuł również, jak oboje twardnieli. Harry mógł już tylko oddawać namiętne pocałunki i dyszeć. Severus lubieżnie obnażył zęby, gryząc obojczyki chłopaka, jego ramiona i szyję.
Delektował się jego kruchością i niepewnością języka Harry'ego, który pieścił jego podniebienie.
Ręka Severusa podążyła w dół, delikatnie masując pośladki Harry'ego i wywołując delikatne drganie jego ciała.
Powoli, potykając się lekko, przenosili się na kanapę przy kominku.

- To najdziwniejsza rzecz, jaką w życiu robiłem – wysapał Harry, gładząc ręką tors Severusa. Ten, nie przestając całować obojczyków partnera, mruknął tylko:
- Najbardziej nieodpowiedzialna, niemoralna, nieetyczna i nieodpowiednia rzecz na świecie. - Harry westchnął na brzmienie niskiego tonu, wibrującego tak niesamowicie.
- Wesołych Świąt, profesorze – powiedział cicho.
- A żebyś wiedział – usłyszał w odpowiedzi.

***

Harry obudził się sam. Przy jego policzku, na poduszce, leżała tylko karteczka.

Jesteśmy kwita.
Przyczajony Mikołaj.


Koniec.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Yaoi Fan Strona Główna -> Konkursy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin