Yaoi Fan - Forum Literackie

Forum Yaoi Fan Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Tekst I [Mikołaj] *narumon*


 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Yaoi Fan Strona Główna -> Konkursy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

piorunia
MoonMasochist
<font color=#4B0082>MoonMasochist




Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 488
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: zadupie niedaleko Gdańska ^^
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:14, 01 Sty 2008    Temat postu: Tekst I [Mikołaj] *narumon*

<center>Tekst I</center>


Draco siedział na wielkim, staromodnym fotelu, obitym fioletowym jedwabiem, otoczony poduszkami. Zatapiał się w puchowe siedzenie. Sala, w której się znajdował była stara i z pewnością dawno nikt jej nie sprzątał. Jedno z tych pomieszczeń w Hogwarcie, o których zapomniały nawet skrzaty. Pachniało kurzem i starym drewnem.
Przez niedomyte okna wlatywały snopy przytłumionego światła, co jednakże nie rozświetlało zbytnio pokoju.
Draco z roztargnieniem potarł ramię dłonią. Gdyby trochę bardziej zwrócił uwagę na otoczenie, zauważyłby, że było przeraźliwie zimno. Mroźne, zimowe powietrze, przedostawało się przez lufcik ze zbitą szybą.
Jednakże Draco Malfoya niewiele teraz obchodziły niesprzyjające warunki atmosferyczne. Myślami, całą swoją duszą, był teraz gdzie indziej. W świecie, gdzie nie docierało zimno, nie było czuć zapachu kurzu czy starego drewna, a pluszowe poduszki nie były potrzebne do szczęścia.
Draco patrzył w lustro.
Albusowi Dumbledore’owi zdarzało się popełniać błędy. Czasami były one poważne, groźne w skutkach… niebezpieczne. Czasami natomiast były to zwykłe, małe, nieprzemyślane błędziki. Takie, których nie odnotuje historia, o których nikt nie będzie pamiętać (chyba, że będzie ich szczególnie szukać).
Jednym z takich zupełnie nieistotnych błędów było oddanie lustra Ein Eingarp Ministerstwu Magii. Ot, drobna rzecz. Po historii z kamieniem filozoficznym lustro nie było już potrzebne w Hogwarcie. Dumbledore miał masę możliwości wykorzystania zwierciadła, jednakże postanowił je podarować Korneliuszowi Knotowi. Bo dlaczego nie?
Zapomniano tylko o tym, że wszystko co znajduje się w posiadaniu Ministerstwa ma swoją, czy to bardziej, czy mniej wygórowaną, cenę.
Ot, drobny błąd.
Lucjusz Malfoy kupił lustro, co zresztą pochłonęło sporą część jego cennych, rodowych klejnotów. Roił on jednak w swojej głowie plan, który miał mu wynagrodzić z nawiązką jego poświęcenie. Plan, który, gdyby się spełnił, mógłby sprawić, że pomyłka Dumbledore’a stałaby się prawdziwym błędem. Na całe szczęście (bądź też nieszczęśliwym zbiegiem wydarzeń, z punktu widzenia Lucjusza) o planie dowiedział się sam Lord Voldemort.
Całkiem niedługo później, Malfoy senior został zmuszony do oglądania śmierci swojej małżonki i prawdopodobnie ujrzałby też śmierć swojego, piętnastoletniego wówczas, syna, gdyby nie wspomniany już wcześniej Albus Dumbledore a wraz z nim dziesiątki aurorów i jeden chudzielec w okularach.
Harry Potter, bohater, Złoty Chłopiec, wybawiciel. Tfu! A wszystko to, cholera, są prawdziwe słowa!
Bo to właśnie ten chudzielec w okularach pierwszy zareagował i odciągnął Draco Malfoya zanim trafiło w niego zielone zaklęcie. I to on później broni chłopaka, kiedy aurorzy rzucili się w ferwor walki.
Draco już wtedy, leżąc na ziemi, patrząc na ciało swojej matki, nie mogąc się ruszyć z powodu szoku, zdawał sobie sprawę, że gdyby nie Potter, to on dawno byłby martwy.
…cholerny bohater.
Wystarczy powiedzieć, że Lord Voldemort uciekł, Lucjusza zamknięto w Azkabanie, Draco natomiast zamieszkał z siostrą swojej matki – Andromedą.
Młody Malfoy miał prawo władać wszystkim co znajdowało się w posiadaniu jego ojca dopiero kiedy osiągnie pełnoletniość. A szóstego grudnia Draco skończył siedemnaście lat i podarował sobie w prezencie urodzinowym to oto lustro.
Chciał je zniszczyć, rozbić. Roztrzaskać na kawałki. Ukarać za zniszczenie mu rodziny. A wtedy w nie spojrzał i ujrzał…
Dlatego przewiózł je do Hogwartu. Ukrył w jednej z wielu od dawna nieużywanych i teraz zupełnie pustych klas. Na trzecim piętrze, na końcu nieużywanego korytarza. Można tam było dotrzeć tylko schodami, które uchodziły za marudne i humorzaste więc nikt przy zdrowych zmysłach z nich nie korzystał. Cały problem polegał na tym, że schody trzeba było przekonać, żeby zaniosły człowieka dokładnie tam gdzie chciał. Na swoje szczęście, Draco potrafił być bardzo przekonywujący.
Ponad to, na straży lustra wisiał portret i tylko blondyn znał odpowiednie hasło.
Tak więc Malfoy upewnił się, że lustra nikt nie odnajdzie.
Odwiedzał je prawie każdej nocy, czasami, tak jak teraz, popołudniami. Wciąż patrzył w zwierciadło, na, już tak dobrze znajomy obraz i nie mógł uwierzyć. Czy to naprawdę było to, czego pragnął najbardziej na świecie?
Ze wszystkich rzeczy…właśnie to?

***
Harry Potter nie był osobą strachliwą. Nie bał się wyzwań i nigdy nie uciekał. Nigdy… znaczy do tej pory nigdy.
Już od kilku dni Harry przejawiał stany maniakalno-prześladowcze. Mianowicie – widział jemioły. I nie pojedyncze gałązki, raz na jakiś czas. On je widział wszędzie! Kiedy się budził lewitowały nad jego łóżkiem, kiedy mył zęby, odbijały się w tafli lustra, kiedy jadł posiłek wisiały mu nad głową! (Chociaż to bardziej za sprawą Dumbledore’a)
I najbardziej niepokojące było, że zawsze gdzieś w pobliżu takiej jemioły kręciła się Ginny Weasley.
Nie chciał mówić nic Ronowi, a Hermiona go wyśmiała, ale Harry podejrzewał, że… Ginny się w nim podkochuje! I co gorsza, chce go pocałować!
Dlatego Harry odłożył na bok swoje zasady i przyjął taktykę ucieczki.
Gdy tylko na horyzoncie pojawiał się rudy kucyk, chłopak znikał.
Jego plan miał tylko jedną, drobną usterkę. Mianowicie, Harry nie potrafił rozróżnić głowy Ginny od głowy jej brata, tym samym skazując się na separacje od Rona i samotne szlajanie się po zamku.
W takie wieczory jak ten, kiedy wędrował po pustych korytarzach w niezamieszkałej części zamku, Potter dotkliwie zauważał niedoskonałość swojego planu.
Ale cóż robić, lepsze to niż spotkanie pierwszego stopnia z nastoletnią, podkochującą się w nim wiedźmą, uzbrojoną w jemiołę.
Zbliżały się święta. Był dwudziesty grudnia, niedługo Boże Narodzenie. Harry już dawno kupił prezenty dla znajomych. Magiczny scyzoryk dla Rona, książkę o magii w sztuce, z innowacyjnym zastosowaniem różdżki i farby, dla Hermiony, ekhm, czekoladki dla Ginny, i porcelanową zastawę dla Syriusza i Lupina. Swoją drogą…ciekawe jak to się stało, że ci dwaj…
Harry nie był przewrażliwiony, nie miał nic do gejów, na dobrą sprawę nigdy nawet o tym nie myślał, ale…
Syriusz i Remus byli jego przyjaciółmi, bliskimi dla niego osobami. Nigdy nawet nie przypuszczał, że oni mogliby chcieć być ze sobą w ten sposób.
Harry miał właśnie zastanowić się co to znaczy „być w TEN sposób” z drugim mężczyzną, kiedy zarejestrował coś dziwnego. Szara, zakapturzona postać wychylała się właśnie zza filaru, widocznie szukając potencjalnego zagrożenia.
Potter błyskawicznie przykleił się do ściany, nie chciał zostać zauważonym. Znajdowali się w nieuczęszczanym korytarzu na trzecim piętrze. Dostęp tutaj był bardzo utrudniony. Trzeba było przejść przez mnóstwo małych korytarzyków, wiedząc dokładnie, gdzie trzeba skręcić, wyminąć po drodze ścianę, która miewała chandrę i rzucała w uczniów cegłami…komu mogłoby się chcieć zapuszczać tak daleko? (Pomijając Harry’ego, który miał oczywiście konkretny, solidny powód, żeby wybrać tak mało uczęszczany korytarz).
Oprócz przypadków ekstremalnych, nikt tutaj nie przychodził na spacery. Czego więc szukała zakapturzona postać?
Chłopak nie spuszczał wzroku z nieznajomego. Obserwował, jak tamten rozgląda się nerwowo, jak w końcu wychodzi na otwartą przestrzeń i podchodzi do końca holu. Powiedział coś na głos, jednak zbyt cicho, żeby Potter mógł zrozumieć. Chwilę później przed szarym pojawiły się schody i nieznajomy pospiesznie pokonał kilka pierwszych stopni.
Ciekawość Harry’ego wzrastała z każdą chwilą. Intruz go intrygował. Skąd się tutaj wziął i po co tu przybył? Skąd znał przejście, o którym Gryfon nie wiedział? I kim do diabła on był?!
Chłopiec, który przeżył pospiesznie ruszył w stronę schodów, chcąc zobaczyć w którą stronę oddala się nieznajomy. Po drodze jednak zahaczył butem o jakiś zagubiony kamień, powodując tym niosący się po całym korytarzu hałas.
Postać na schodach momentalnie się odwróciła, w tym samym czasie okularnik rzucił się na podłogę, chcąc się ukryć przed wzrokiem zakapturzonego gościa. Tamten chyba go nie dostrzegł, jednakże zaraz zerwał się do biegu.
Potter, leżąc na ziemi, nie miał zbyt wielkiej szansy żeby przyjrzeć się intruzowi, jednak kiedy tamten szybko przekręcał głowę, spod kaptura wypadło mu kilka pasem włosów. Harry’emu Potterowi były znane tylko dwie osoby o takim odcieniu włosów.
Z tym, że jedna była zamknięta w Azkabanie.
Więc co u licha Draco Malfoy robił w starym korytarzu na trzecim piętrze?

***

Draco siedział przy stole Slytherinu. Była sobota rano, ostatnie zajęcia odbyły się wczoraj popołudniu a dzisiaj wielu z jego szkolnych znajomych wróci do domu.
A on? On czuł się wolnym człowiekiem. Nie miał domu, więc nie musiał wracać. Nie miał rodziny, więc nie musiał obchodzić świąt.
A kiedy już zamek opustoszeje, będzie mógł spokojnie przemykać się do swojego korytarza na trzecim piętrze.
Z zamyślenia wyrwał go głos Zabiniego.
- Oj Draco, dzieciaku, masz taką skwaszoną minkę, jakby cię w ogóle nie cieszyło, że zostajesz w prawie pustym zamku z kilkoma najgorętszymi towarami w szkole! – Tutaj chłopak wykrzywił się w swojej charakterystycznej drwinie. – Przecież wszyscy wiedzą, że jesteś seksualną bestią i nie przegapiłbyś takiej okazji!
Blaise zapiał radośnie.
Czasem chłopak przypominał Draco ogromną, oskubaną kurę. Z nienagannym manicurem.
Malfoy nie zwracał większej uwagi na hałas przy stole. Myślami był daleko od wielkiej Sali.
Nagle ocknął się i spojrzał na Zabiniego.
- Czy Potter zostaje na święta?
Może odezwał się trochę zbyt gorączkowo, bo brwi Blaise’a podniosły się do połowy czoła.
- Zostaje – powiedział, klepiąc blondyna po ramieniu. – A co? To na niego teraz polujesz?
Draco powiedział coś niezbyt grzecznego i zajął się grzebaniem widelczykiem w swoim cieście. A Zabini rechotał.
Jak wielka, rechocąca… kura. Z nienagannym manicurem.
- Och, oczywiście zdajesz sobie sprawę, że to będzie niesamowicie trudne? Mówią, że złoty chłopiec jest… no wiesz, hetero. Ja osobiście nigdy nie widziałem go z żadnym facetem. No pomijając tego wiewióra, ale on raczej…
Zabini trajkotał coraz więcej i coraz szybciej. Zupełnie jakby ktoś go nakręcał.
- Fuj - powiedział Draco rzucając widelczyk na blat. – Ciasto cynamonowe.
Malfoy wstał od stołu i powolnym krokiem wyszedł z Sali.

***

Harry nie poszedł na śniadanie. Wymknął się z dormitorium wcześnie rano i pobiegł do nieużywanego korytarza na trzecim piętrze. Miał zamiar czatować i odkryć co kombinuje Malfoy.
Nie to, żeby Harry jakoś szczególnie mu nie wierzył. Od wydarzeń z ich piątego roku, Ślizgon znacznie się zmienił. Nie wdawał się już w bójki (przynajmniej nie z Harry’m), przyłączył się do klubu pojedynków, głośno mówił o swojej nienawiści do Voldemorta i wyrażał chęć walki. Pociągnął nawet za sobą kilku innych Ślizgonów, za co Harry był mu po cichu wdzięczny. Więc to nie tak, że Potter mu nie ufał.
Po prostu to było podejrzane, a Złoty Chłopiec już dawno nauczył się, że podejrzane sytuacje rzadko kiedy prowadzą do czegoś dobrego. Dlatego wolał sprawdzić.
Czekał do pory lunchu. Nic się nie stało.
Harry dobrze wiedział, że musi pożegnać swoich przyjaciół zanim pojadą na ferie do domów, ale obiecał sobie, że wróci tutaj popołudniu.
W tym roku musiał zostać na święta w zamku. Zresztą tak jak w zeszłym roku. Tak postanowił Dumbledore.
Harry Potter był już dużym chłopcem więc udawał, że mu to nie przeszkadza. Odprowadził przyjaciół na stację i machał im dopóki pociąg nie zniknął w oddali. Dopiero kiedy miał pewność, że są zbyt daleko żeby go zobaczyć, wytarł energicznie policzek. Ginny składała mu życzenia przed odjazdem…
Potter rozejrzał się po peronie. W tym roku nie zostało zbyt wielu uczniów. Wszyscy woleli spędzić święta z rodziną, teraz, kiedy już stało się jasne, że widmo Voldemorta znowu wisi całemu czarodziejskiemu światu nad głowami.
Z siódmego roku był tylko on sam, jeden Puchon i… Malfoy.
Nie można powiedzieć, żeby Harry był bardzo zaskoczony jego obecnością.
Ruszyli w stronę zamku, a okularnik przez całą drogę nie spuścił wzroku z głowy bruneta.
Draco nie odwrócił się ani razu.

***

Po południu Potter znowu zaczaił się w „ich” korytarzu.
Czekał.
Czekał.
Dużo czasu miał.
Czekał i myślał. Co właściwie kombinował Malfoy? I czy mogło to być niebezpieczne dla innych mieszkańców zamku? Dlaczego jego, Harry’ego, tak bardzo to obchodziło?
I właściwie to dlaczego on nie jest zebrą? Zebry mają paski, o podłoga też ma. A tego idioty ciągle nie ma. Ciekawe czy są jakieś magiczne zebry. Ciekawe co on teraz robi. Ma zamiar przyjść? A co jak znowu nie przyjdzie? A co gdyby Malfoy był zebrą? Czy zebra może śledzić zebrę? I czemu Harry’ego nagle tak obchodzą zebry i Malfoy? A co znaczy imię Draco? Może w jakimś języku to zebra… o kroki : stuku-puku, stuku-puku… zebra robiłaby stuku-stuku-puku-puku…
Potter otrząsnął się ze swojej dziwniej plątaniny myśli. Niesamowite co człowiekowi przychodzi do głowy, gdy ma za dużo czasu.
Tym razem był schowany za filarem tak, że osoba która szła od strony schodów widmo, nie mogła go zauważyć. Zakapturzona postać wdrapała się na górę i głośno powiedziała „agere gratias” a schody zniknęły.
Draco Malfoy, Harry był pewien, że to on. Poznawał to po jego specyficznym chodzie, biodrom obciągniętym ku dołu, dłoniom układającym się przy ciele, palcom, wygiętym w jakiejś nonszalanckiej pozie…
Harry nie miał pojęcia, że tak dobrze wie w jaki sposób Malfoy chodzi. Obserwował jak chłopak przemierza długość korytarza i podchodzi do obrazu starszej damy.
„Somnus” zabrzmiało w ciszy korytarza jak jakieś święte słowo.
Po chwili niepewności portret odchylił się ukazując drzwi za którymi zniknął młody Malfoy.
Harry Potter mógł spokojnie powrócić do swojego dormitorium.

***

Tym razem schody były bardzo złośliwe i długo je musiał prosić, zanim zaniosły go na miejsce. Podziękował im pospiesznie i nieco prędzej niż zazwyczaj przeszedł przez korytarz.
Tęsknił za swoim lustrem, za swoimi marzeniami.
Głupio się było przyznać, ale Draco powoli się uzależniał. Stopniowo przenosił się w świat swoich snów. Coraz bardziej potrzebował tego zwierciadła, coraz bardziej potrzebował swojej słodkiej nierzeczywistości.
„Somnus” powiedział cicho arystokrata a obraz strzegący jego lustra uchylił mu wrota. Pospiesznie przeszedł przez drzwi i znalazł się w innym świecie. Jego lustro a naprzeciwko niego stary elegancki fotel. Na podłodze miękki dywan. Powietrze suche, a pomieszczenie przyciemnione, bo jak zawsze przez brudne okna nie dolatywało światło.
Tylko jeden szkopuł psuł ten piękny obrazek. Jeden, bardzo niepożądany drobiazg… Na jego fotelu siedział Potter!
Draco chciał uciekać. Czuł się osaczony, odkryty, odarty z czegoś osobistego, nagi. Dopiero kiedy uzmysłowił sobie, że Gryfon nie może wiedzieć, co chłopak widzi w zwierciadle, trochę się rozluźnił.
- Co ty tutaj do cholery robisz? – warknął chyba nawet agresywniej niż zamierzał.
Na brunecie nie zrobiło to jednak żadnego wrażenia. Spokojnie wstał z fotela i obszedł mebel dookoła, tak, żeby stanąć twarzą w twarz ze Ślizgonem.
- O to samo mógłbym zapytać ciebie, Malfoy.
Blondyn czuł się jak zwierzyna. Oczy Pottera były zimne, „zupełnie inne niż…cicho!”
Draco przełknął ślinę, a później przypomniał sobie, że nazywa się Malfoy. Buntowniczo wysunął podbródek do góry, a ręce oparł na biodrach.
- Potter, nie miałeś prawa mnie szpiegować! To zwierciadło należy do mnie i mam prawo… - zaczął wojowniczo, kiedy nagle Gryfon agresywnie popchnął go do tył i przyszpilił łokciem do ściany.
- Ach tak? – wycedził agresor przez zaciśnięte gardło – A skąd mam wiedzieć, że, na przykład, nie planujesz naśladować swojego tatusia?
W Draconie wrzało. Jak on… jak on śmiał… jak w ogóle…?
Nie liczyło się dla niego zupełnie nic. Ani to z kim się mierzy, ani to co to tak naprawdę dla niego oznacza, ani nawet to, że nie miał przy sobie różdżki.
Przed oczami miał tylko białą furię i chciał… zrobić coś.
Odepchnął napastnika z siłą, o jaką nawet sam siebie nigdy nie podejrzewał.
- Zamknij się! – wrzasnął. - Zamknij!
Z ostatnim okrzykiem przewrócił okularnika na plecy, samemu siadając okrakiem na jego biodrach.
- Nigdy więcej nie waż się porównywać mnie do mojego ojca! – Wymierzył celny cios w szczękę Harry’ego. – Ja nie jestem taki jak on!
Jeszcze zanim ustał jego krzyk, przeciwnik zrzucił go z siebie i sprawnie przekręcił na plecy, tak, że to Potter siedział teraz na Malfoyu. Przywalił blondynowi w nos, tak, że aż coś mu chrupnęło w dłoni. Mówiąc szczerze bardzo był dumny z tego ciosu, ale nie zdążył się nim nacieszyć, bo arystokrata natychmiast złapał go za włosy, odciągając szybko od siebie. Obaj dyszeli ciężko, patrząc na siebie wilkiem.
Draco pierwszy otrzeźwiał. Wyprostował się, machinalnie poprawił fryzurę i wygładził ubranie. Krew mu ciekła z nosa.
- Zachowujemy się jak dzieci – powiedział chłodnym głosem. – Byłbym wdzięczny gdybyś opuścił tę komnatę i nigdy więcej do niej nie wracał, gdyż wtrącasz się w moje prywatne sprawy.
Potter starł krew z kącika ust. Dalej patrzył na Ślizgona spode łba.
Blondyn pierwszy wyszedł z pomieszczenia. Przytrzymał jednak drzwi jednoznacznie wskazując, że oczekuje iż Harry wyjdzie zaraz za nim. Draco przywołał schody i cierpliwie czekał aż Potter na nie wejdzie, ten jednak nie wydawał się skory do współpracy.
Malfoy uniósł brwi.
- Nie wiem jak się je obsługuje – wyjaśnił brunet lakonicznie.
Blondyn przygryzł wnętrze wargi żeby nie roześmiać się ironicznie.
- Wystarczy je ładnie poprosić – powiedział z bardzo złośliwym uśmiechem.
Okularnik tylko sceptycznie uniósł brwi. Malfoy wywrócił oczami i z nonszalancją wspiął się na pierwszy schodek. Złapał się mocno poręczy i powiedział najbardziej przymilnym tonem na jaki go było teraz stać „Uprzejmie proszę, zabierzcie mnie do głównego holu”.
Może niezbyt to było przekonywujące ale schody, przyzwyczajone już widocznie do Malfoya, posłuchały i szarpnęły mocno. Wszystko dookoła zawirowało. Lecieli z zawrotną szybkością. Nie na tyle zawrotną jednak, żeby zagłuszyć wrzaski Pottera.
- Cholerne schody! Co się dzieje?! Malfoy do cholery, co z tymi schodami?
- Zamknij się Potter! Zamknij się!- wrzeszczał Malfoy przerażony.
Wyczuł co się stanie jeszcze zanim usłyszał trzask. A później to już była tylko ciemność.

***

Kiedy Draco się ocknął pierwszą rzeczą którą zauważył był Potter. Chłopak siedział tak blisko niego, że nie sposób było go nie zauważyć. Ba! Właściwie on opierał się o nogi Draco!
Byli na jakiejś skarpie o powierzchni tak małej, że ledwie się na niej mieścili. Pod nimi było wiele, wiele metrów w dół… i nic więcej. Schody musiały się bardzo zdenerwować.
Z rezygnacją spojrzał na Gryfona.
Chłopak miał podkulone nogi i przymknięte powieki, ale nie spał. Malfoy również usiadł i postarał się jak najdalej odsunąć od towarzysza. Na powierzchni dwóch metrów kwadratowych rezultat był raczej mało widoczny.
- Masz przy sobie różdżkę? – zapytał Malfoy bez większej nadziei.
Potarł obolałą głowę.
Gdyby Potter miał przy sobie różdżkę, Draco z pewnością siedziałby na skarpie sam.
Gryfon spojrzał na niego gniewnym wzrokiem.
- To twoja wina! – powiedział z wyrzutem. – Gdybyś mi powiedział jak te cholerne schody działają nic by się nie stało!
Blondyn milczał tylko, trąc sobie skronie zbolałym gestem.
- Gdybyś nie zaczął obrażać schodów to już dawno bylibyśmy na dole.
Widząc, że Gryfon już szykuje ripostę szybko dodał:
- Teraz to już nie ważne. Musimy tutaj przeczekać do jutra.
- Jak to do jutra?!
Malfoy przewrócił oczami.
- Takie są zasady Potter. Obraziliśmy magiczne schody – czyli stworzenie magiczne. Musimy odczekać dwadzieścia cztery godziny zanim będziemy mogli je przeprosić i błagać o zabranie nas z powrotem – tłumaczył znużonym głosem.
Mina Pottera stężała.
- Ja nie mam zamiaru…- zaczął gniewnie ale Malfoy mu przerwał.
- A masz jakiś inny pomysł, geniuszu?

***

Cisza.
Cisza.
Cisza.
Wyjątkowa cisza.
Harry był wściekły na Malfoya.
I nie miał zamiaru się do niego odzywać, nawet jeśli to miało oznaczać dwadzieścia cztery godziny takiej właśnie, okropnej ciszy.
Malfoy bawił się jakąś materiałową kulką, która niepokojąco przypominała skarpetkę.
Potter markotnie oglądał jak blondyn ją podrzuca: GÓRA, DÓŁ, GÓRA, DÓŁ.
Była okrągła, albo prawie okrągła. Taka kulkowata raczej. O! bombki są okrągłe. Bombka, bomba, kulka, bombka… jak inaczej można powiedzieć o bombce? Ozdoba? Szklana, dmuchana, okrągła i kolorowa… kula… skarpeta.
Jakby wyglądały skarpetki na choince? Góra, dół, góra, dół, jak on wysoko rzuca. A może to nie jest skarpeta. Więc co to jest?
Chciałby mieć teraz bombkę. Mógłby nią sobie turlać i oglądać i… bombki są fajne.
Góra… dół… góra…
- Malfoy! Pokaż bombki! Tfu! Znaczy, pokaż tę jedną… znaczy… pokaż co tam masz.
Malfoy spojrzał na Harry’ego jak na wariata i Harry po raz pierwszy przyznał mu w duchu rację.
- To skarpetka jest – wyjaśnił spokojnie Ślizgom, patrząc na materiałowy zwitek na swoich kolanach.
- O! – zdziwił się radośnie Potter. – A jaka skarpetka? – zapytał udając, że ta rozmowa ma jakikolwiek sens.
Malfoy patrzył, trochę jakby w szoku, to na Pottera, to na skarpetkę.
- No puchońska skarpetka – powiedział w końcu.
- O!- Harry ponownie odegrał zdziwienie. – Skąd wziąłeś puchońską skarpetkę? - zapytał najuprzejmiej jak potrafił.
Malfoy ze zmęczeniem potarł ręką czoło.
- Kochałem się z kimś z Hufflepuffu i ten ktoś zostawił ją pod moim łóżkiem. Więc chciałem ją dzisiaj oddać.
- O! – wykrzyknął Harry, bynajmniej nie w uprzejmym zdziwieniu, a raczej w cholernym szoku. – Malfoy, jedyny Puchon w zamku to Justin… wszystkie dziewczyny z Hufflepuffu pojechały na święta do domu… więc…
- Masz z tym jakiś problem? – zapytał Draco z krzywym uśmiechem.
…CISZA

***

Draco opierał się placami o plecy Harry’ego. Śpiewali razem piracką rymowankę – mugolską piosenkę dla dzieci, której Harry nauczył go jakieś pół godziny wcześniej.
Nie to, żeby Potter nagle zapałał do niego przyjaźnią, czy coś. Po prostu chyba się pogodził z chwilową sytuacją.
- Malfoy, mogę mieć pytanie?
Po kilku godzinach z Potterem Draco wiedział już, że to jedno z tych pytań, na które chłopak nie potrzebuje odpowiedzi, bo, po pierwsze, i tak będzie mieć pytanie, a po drugie, i tak je zada.
- Nie krępuj się – odpowiedział całkiem sarkastycznie blondyn.
- Więc, co widziałeś w tym lustrze?
Draco milczał… nie mógłby mu tego powiedzieć. Nie mógłby powiedzieć komukolwiek.
- Nie twoja sprawa – odpowiedział w końcu.
Po chwili ciszy Potter odezwał się znowu.
- Nie no, jednak chcę wiedzieć.
- Widzę jak zabijam mugoli i szlamy i pławię się w ich krwi – odpowiedział zirytowany Ślizgon.
Po kolejnej , bardzo długiej chwili ciszy Potter odezwał się po raz kolejny.
- Naprawdę?
- Nie.

***

Malfoy na wpół leżał, głowę opierając o bark Harry’ego. Opowiadał.
- Wiem, niby nie byłem szczególnie blisko z rodzicami. Właściwie spędzałem z nimi nie więcej niż miesiąc w ciągu roku, łącznie. Ale to jednak był cios. Chyba nigdy nie wybaczę ojcu śmierci matki.
- Myślę, że on ma po stokroć gorzej – powiedział w końcu Harry. – Bo zobacz, uwięziony w Azkabanie, wśród setek dementorów, bez żadnych dobrych uczuć czy wspomnień. Wciąż na nowo musi przezywać jej śmierć…
- Może i masz rację – przyznał po chwili Draco.
Blondyn wygodniej umościł się na ramieniu okularnika, a ten tylko wplątał palce w jego włosy, żeby go pogłaskać po głowie.
Spędzili już ze sobą wiele godzin.

***

„Jutro wszystko się zmieni” pomyślał gorączkowo Draco, kiedy po raz pierwszy poczuł usta Harry’ego na swoich.
„Teraz jesteśmy sami, wszystko jest inaczej, ale kiedy wrócimy, znowu będziemy wrogami”
„Pieprzyć jutro” pomyślał, kiedy Harry pocałował go po raz drugi.
Oddał pocałunek i wtulił się w chłopaka. Chciał go pieścić, zdobywać, chciał być z nim, przy nim, w nim, byle jak najbliżej.

***

Harry przytulił się do ciepłego ciała ułożonego na jego boku. Draco potarł nosem o jego nos, a blond włosy połaskotały Harry’ego po twarzy.
- Co widziałeś wtedy, w zwierciadle? – zapytał Harry bardzo cicho, niepewny czy nie zepsuje tym chwili.
Draco wygodniej ułożył się na ramieniu chłopaka.
- To co w tej chwili mógłbym zobaczyć w każdym innym lustrze.
Harry bardzo starał się, żeby nie pokazać po sobie jak szybko bije jego serce.
Może kilka minut, a może kilka godzin później, Draco znowu się odezwał.
- Myślę, że możemy już zawołać schody – powiedział ze smutkiem.
Harry złapał go w pasie i przyciągnął jeszcze bliżej.
- Później… jeszcze trochę później.

EPILOG

Święty Mikołaj w okularach połówkach zahuczał radośnie.
- Ho, ho, ho, cytrynowego dropsa?
Harry kaszlnął i z roztargnieniem poczochrał sobie włosy.
- Em… profesor Dumbledore? Co pan robi w przebraniu Mikołaja?
Mikołaj – Dumbledore, pogłaskał się po brzuchu.
- Zbieram ciastka – odpowiedział. – Słyszałem, że Mikołajowi, zawsze się daje ciastka, powiedział i odszedł w stronę Wielkiej Sali, pohukując radośnie.
Był poniedziałek rano, a święta już dawno się skończyły. W sobotę uczniowie wrócili do zamku, a teraz wszyscy wędrowali na śniadanie.
Harry zatrzymał się nagle na środku korytarza.
- Co do diabła… - powiedział bardziej do siebie, niż do innych.
Tuż przed nim wisiała ogromna, trochę już podstarzała jemioła. Gdyby Harry zrobił jeden krok do przodu, byłaby dokładnie nad jego głową! I… tak! Tuż obok stała Ginny, z niewyraźnym uśmiechem, wpatrywała się w Harry’ego maślanymi oczami.
Chłopaka ogarnęła panika. Naprawdę miał nadzieję, że to już koniec jemiołowego polowania.
Nagle został pociągnięty za rękę, o ten jeden, nieszczęśliwy krok do przodu. Ciepłe usta przywarły do jego ust, a dłoń o długich palcach głaskała jego kark.
Harry szeroko otwarł oczy, po czym natychmiast je zamknął. Oddał pocałunek.
Z pocałunkami już tak jest, że są bardzo przereklamowane. Dużo się mówi o ich magicznych zdolnościach zapierania dechu w piersi, i kręceniu w głowie. Tymczasem zazwyczaj pocałunki nie są nawet przyjemne.
No chyba, że się trafi na szczególnego partnera, i wtedy one faktycznie zapierają ten dech i kręcą i w głowie i we wnętrznościach…
Harry Potter z mlaskiem odczepił się od ust Draco Malfoya.
Uśmiechnął się do niego, jeszcze przez chwilę udając, że dookoła nich nie ma całego korytarza ludzi wpatrzonych w nich w niemym szoku.
- Na śniadanie? – zapytała całkiem naturalnie Draco.
Harry potwierdził tylko skinieniem głowy, nie do końca pewny swojego głosu.
- Ja też.
Blondyn uśmiechnął się i wziął swojego chłopaka za rękę, po czym ruszyli w stronę wielkiej Sali.

Koniec.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez piorunia dnia Wto 18:20, 01 Sty 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Yaoi Fan Strona Główna -> Konkursy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin